Pójście do szkoły stanowi dla każdego dziecka (i rodzica) niezaprzeczalną cezurę. Dziecko zaczyna bowiem formalną naukę w niezależnej instytucji. Tym samym, staje się ono samodzielniejsze i powoli konstruuje swoje własne życie. Nasz wpływ na jego osiągniecia, znajomości, zainteresowania będzie coraz bardziej ograniczony. (I tym lepiej, bo właśnie po to wydałyśmy go na świat! Żeby odkrył wolność i nauczył się z niej korzystać! Ale łatwiej powiedzieć niż zrobić… Czasem jest mi trudno cieszyć się wzrastającą samodzielnością Jaśka. Jak pewnie każdej mamie, która widzi, że jej dziecko dorasta…) To wszystko jednak pociąga za sobą ryzyko osłabienia języka mniejszościowego. W jaki sposób? I jak temu zaradzić? Bo przecież fatalizm nie istnieje!

 Szkoła, wielkie słowo

Od jakiegoś czasu, wiele osób przestrzega mnie przed zmianą, jaką powoduje pójście dziecka do szkoły w związku z używaniem języka mniejszościowego. „Szkoła”, co za wielkie słowo! Ale przecież Jasiek chodził do żłobka od dziewiątego miesiąca życia, a następnie do przedszkolu przez trzy lata! „To nie to samo” – mówią mi – „teraz dopiero zacznie się prawdziwa nauka. Zobaczysz, że będzie coraz więcej używał francuskiego kosztem polskiego.” Mam nadzieję, że nie, ale fakty przemawiają na moją niekorzyść. To prawda, że w przedszkolu było więcej zabawy niż nauki. Poznawał litery, cyfry, ale także rysował, uczył się logiki, obserwacji, związku z przyrodą. Ze szkołą, nauka stanie się bardziej intensywna, bo pojawią się konkretne informacje i umiejętności do przyswojenia. I wszystko to będzie odbywało się w języku większościowym, w naszym wypadku po francusku. (Tym bardziej, że Jasiek nie chodzi do polskiej szkoły.) Tak, ryzyko osłabienia języka mniejszościowego jest realne. Ale nie nieuniknione. (Bo nic w życiu nie jest nieuniknione. Prawie nic 🙂.)

Im wcześniej, tym lepiej

Jest taka znana książka amerykańskiego psychologa Fitzhugh’a Dodsona « How to parent » z lat siedemdziesiątych. Autor twierdzi w niej, że pierwsze sześć lat dziecka mają decydujące znaczenie dla jego rozwoju. Ilość i jakość bodźców, które wtedy dostaje, determinuje jego przyszłe zdolności i umiejętności. (Od tego czasu wielu psychologów skrytykowało to założenie, przekonując, że człowiek rozwija się przez całe życie. Jednocześnie zgadzają się oni z Fitzhugh’em Dodsonem, że jest to okres niezwykle ważny dla dziecka, szczególnie w związku z doświadczanymi wtedy relacjami międzyludzkimi.)

Podobnie ceniony francuski intelektualista Jacques Attali (ale nie tylko on) wyjaśnia różnice w szkolnych sukcesach dzieci ich kapitałem kulturowym wyniesionym z domu. Te różnice są widoczne już od przedszkola. Oznacza to, że dzieci przychodzą do szkoły z wcześniej nabytymi umiejętnościami. I to właśnie one zdeterminują ich szkolne osiągnięcia. (Oczywiście, niektóre dzieci są niezwykle pracowite albo mają ogromną motywację i także uzyskują dobre wyniki. Ale na ogół należą one do wyjątków.)

Tak samo jest z nauką języka. Im wcześniej dziecko się go nauczy, tym lepiej będzie nim władało. Mózgi małych dzieci są wyjątkowe chłonne i szybciej przyswajają nowe umiejętności. Łatwiej także uczą się słownictwa, struktur, płynnego mówienia, a także poprawnego akcentu. Nauka jest dla nich czymś naturalnym, bo uczą się od urodzenia, odkrywając świat. Wchłaniają nowe informacje, ale bez świadomości nauki. Dopiero kiedy poznają koncept nauki i jej definicję, zaczną postrzegać ją inaczej. Czasami jako wyzwanie, czasami jako przymus i obowiązek, albo po prostu jako rutynę. Dlatego polecam używanie gier i zabaw do przekazywania umiejętności językowych (i innych), które odbywa się wtedy płynniej i bez bólu 🙂.  

Odrabianie lekcji po polsku

Muszę przyznać, że świadomość, że Jasiek wchodzi w okres krytyczny, dodaje mi trochę (niepotrzebnego) stresu. Z jednej strony dobrze jest wiedzieć, że trzeba być czujnym, biorąc pod uwagę ryzyko osłabienia języka mniejszościowego. Z drugiej może to doprowadzić do samospełniającej się przepowiedni, spowodowanej na przykład zmianą postawy i dodatkowym naciskiem na naukę polskiego z mojej strony. (Oj nie, nie, na pewno się nie zorientuje. Oj tak, tak, jest przecież bystrym basałykiem.) Żeby nie zaniedbać polskiego, postanowiłam (jak pewnie wiele mam w naszej sytuacji), że w razie potrzeby w tym właśnie języku będę towarzyszyła Jaśka nauce i odrabianiu zadań domowych. Zainspiruję się przykładem sąsiadki irańskiego pochodzenia, która pomaga synowi w lekcjach, ale robi to po persku. Zobaczymy, na jak długo wystarczy mi zapału!

Starania o zakorzenienia przywiązania do polskości

Co zrobić, żeby przejść bez trudności językowych przez początek szkoły? (Bo to szczególnie sam początek może okazać się problematyczny. Taka nagła zmiana, jeśli rzeczywiście będzie miała miejsce…) Wykorzystać czas, zanim dziecko pójdzie do szkoły, czyli przed szóstym rokiem życia. Przekazać mu jak najwięcej, nie tylko z języka polskiego (praktykę, słownictwo, wymowę…), ale także z motywacji i z przywiązania do polskiej kultury.  Żeby polskość  jak najbardziej się w mózgu dziecka zakorzeniła, żeby mówienie po polsku stało się dla niego naturalnym odruchem. Wykorzystajmy w pełni ten okres, mając świadomość, że jest inwestycją w przyszłość dziecka. Potem niestety będzie nam trudniej przekazać mu mechanikę języka. I jeszcze trudniej sprawić, żeby stał się on jego własnym.

Czy Wy także obawialiście się momentu pójścia dziecka do szkoły? Czy zauważyliście jakąś różnicę między „przed” i „po”? Jaką? Jak sobie z tym poradziliście? A może był to moment pójścia dziecka do przedszkola? Jeżeli mielibyście ochotę podzielić się z nami Waszymi refleksjami na ten temat, serdecznie Was do tego zapraszam, poniżej w komentarzach artykułu