Tym razem będzie trochę bardziej osobiście. Chciałabym podzielić się z Wami refleksją o tym, jak na nowo „odkryłam” moją własną polskość po urodzeniu się Jaśka. Wyobrażam sobie, że nie tylko mnie się to przydarzyło. Dlatego pomyślałam, że ten temat mógłby Was zainteresować.

Pojawienie się Jaśka odmieniło mój stosunek do polskości. Wyjechałam z Polski w wieku dwudziestu lat, Jasiek urodził się dwanaście lat później. Oczywiście, przez cały ten czas utrzymywałam kontakt z Rodziną, Znajomymi, odwiedzałam kraj, trochę czytałam po polsku, czasami słuchałam polskich piosenek. Ale żyłam tutaj, we Francji, moim francuskim życiem, nowymi zainteresowaniami, tutejszymi znajomymi, tutejszą aktualnością, tutejszymi wzruszeniami. A Jasiek na nowo wprowadził polskość w moje życie. Choć może nie… Może pojawienie się Jaśka było tylko pretekstem do zagłębienia się na nowo w polską kulturę?

Ukryta tęsknota za polskością

‌Jeszcze przed przyjściem Jaśka na świat, zastanawiałam się nad wychowaniem, które pragnęłam mu dać i miejscem, jakie zajmie w nim polska kultura. Nie miałam co do tego żadnych wątpliwości: chciałam, żeby było ono jak największe. Ale wydarzyło się we mnie coś, czego się nie spodziewałam. W przeciągu kilku miesięcy przeszłam z 10% do 70% polskości w moim codziennym życiu!

Narodziny Jaśka musiały obudzić ukrytą tęsknotę za polskością, która gdzieś we mnie drzemała. A ja, jak gdyby tylko na to czekając, uchwyciłam się jej i wypuściłam na zewnątrz. I nagle ta Polska, prawie nieobecna w moim życiu, powróciła ze wzmożoną siłą! Powróciła i od tej pory już mnie nie opuściła. Była (i jest) wszędzie. W moich ustach (zaczęłam mówić po polsku na co dzień), w moich uszach (piosenkach, słowach Jaśka i coraz bardziej obecnej Rodzinie), przed moimi oczami (książki czytane Jaśkowi…). I dzięki temu poczułam się lepiej. (Co nie znaczy, że wcześniej było mi źle. Było mi dobrze, a stało się jeszcze lepiej.) W pewnym sensie pomogło mi to zaakceptować, że można żyć za granicą, cieszyć się swoją codziennością, a jednocześnie być głęboko przywiązanym do innej (polskiej) kultury. Do własnych korzeni. Więcej, czuć się jej częścią, częścią polskiej społeczności. Krótko mówiąc, posiadać podwójną kulturę. Dokładnie to, co tak bardzo pragnę przekazać mojemu synowi.

Kiedy napisałam „tęsknota za polskością”, zawahałam się. Czy jedynie za polskością? Czy przypadkiem nie czai się za tym coś więcej? Coś bardziej osobistego? A gdyby była to, ni mniej ni więcej, tylko tęsknota za własną tożsamością?

 Powrót do dzieciństwa

Przeżywanie dzieciństwa Jaśka jest dla mnie swojego rodzaju powrotem do mojego dzieciństwa. Większość rodziców zgadza się, że obecność dzieci i towarzyszenie im w rozwoju daje wrażenie przenoszenia się w czasy, kiedy sami byli mali. Wydaje mi się, że w moim przypadku jest to jeszcze silniejsze. Nie tylko przeżywam z Jaśkiem jego dziecięce radości, zachwyty, troski i strachy, ale to wszystko dzieje się w kontekście polskiej kultury, której nagła obecność potęguje wrażenie odnajdywania własnych korzeni. Książki, bajki, piosenki, wierszyki, postacie z filmów, czy komiksów, to wszystko było kiedyś moją codziennością. Zanim związek z nimi urwał się na kilka, kilkanaście lat (jak prawdopodobnie u większości osób), żeby teraz powrócić. Tak jakby „Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto cię stracił…” Co wcale nie jest prawda w moim przypadku, bo ja przecież w żaden sposób Polski nie straciłam. Ona wciąż jest, czeka na mnie i pozwala mi korzystać do woli ze swojej kultury, bo z coraz mniejszą ilością ograniczeń (dzięki książkom, muzyce, filmom, gazetom, Internetowi, pobytom w kraju…).

Jedyne, co się zmieniło, to wrażenie, jakbym nagle znowu nabyła do tego prawo. Czy podświadomie, biorąc pod uwagę fakt, że nie mieszkam w kraju, odebrałam sobie prawo do polskości? Do używania polskich punktów odniesienia? Coś w tym musi być, nawet jeśli dla niektórych może wydawać się przesadzone i abstrakcyjne. Im więcej o tym myślę, tym bardziej nabieram przekonania, że jest to zgodne z prawdą. Z moja subiektywną prawdą.

 Niespodziewany prezent od Jaśka

Zawsze będę za to Jaśkowi wdzięczna. Że, mimo że bezwiednie, otworzył przede mną nową, nieprzewidzianą możliwość. Możliwość do zbliżenia się do samej siebie. Oczywiście, tak naprawdę podarował mi o wiele więcej możliwości nowych odkryć, jak każde przecież dziecko ofiarowuje swoim rodzicom. Nowe wzruszenia, nieskończone uczucie miłości, odpowiedzialność za kogoś, zainteresowanie własną genealogią, a także edukacją, w moim przypadku pozytywnym wychowaniem, dwujęzycznością…  I każda z nich jest bezcenna. Ale ta chyba najbardziej osobista, bo dotyczy mnie samej. Mnie i mojej wielokulturowej tożsamości.

Czy Wy także pogłębiłyście (albo pogłębiliście) związek z polską kulturą, kiedy urodziły się Wasze dzieci? A może ten związek zawsze był jednakowo silny? Jestem ciekawa Waszych doświadczeń i przemyśleń na ten temat. Podzielcie się nimi z nami  w komentarzach pod tekstem:). Z góry dziękuję!