Posługiwanie się językiem polskim
Uwielbiam, kiedy:
- Jasiek automatycznie zwraca się do mnie po polsku, nie zważając na obecność innych osób. Robi to zarówno przy nieznajomych, jak przy sąsiadach, nauczycielkach, czy kolegach. Nie wykazuje przy tym żadnego zażenowania. Dla niego mówienie do Mamy jest równoznaczne z mówieniem po polsku. Kropka.
- Używa polskiego, żeby inni nie rozumieli, co do mnie mówi. Na przykład prosi, żebym czegoś nie mówiła, przyznała mu rację, albo nie odpowiadała na jakieś pytanie. Najczęściej dotyczy to jego kolegów, zakładów, albo gier. Wtedy polski staje się naszym sekretnym językiem, dostępnym tylko nam. Czasami zadaje także pytania, których prawdopodobnie nie zadałby (mam nadzieję), gdyby inne obecne osoby go rozumiały. Na przykład, dlaczego ten pan prosi o pieniądze, a jest porządnie ubrany…
- Próbuje sfrancuszczyć polskie słowa albo spolszczyć francuskie. Ostatnio używał słowa „rydwan” (francuski „char”) w rozmowie po francusku. Kiedy indziej pytał o framboiskę (zamiast malinę) i regularnie prosi o „cereale”, zanim sam poprawi się na „płatki owsiane”.
- Spontanicznie mówi po polsku do polsko-francuskiego kolegi. I po polsku opowiada historie, bawiąc się plastykowymi/ drewnianymi ludzikami.
- Pyta się mnie, jak się mówi „ostroga” po francusku, czego nie wiem, bo nie znam się na uzbrojeniu rycerskim. Albo „rydwan”, co wiem, bo zmusił mnie do zainteresowania się tematem starożytnego Rzymu (cf Asteriks i Obeliks, i podobieństwa kulturowe).
Przejawy podwójnej tożsamości
W kilkuletniej główce, pojawiają się ważne pytania i odpowiedzi na temat własnej tożsamości i podwójnej kultury. Jestem pod wrażeniem, kiedy:
6. Jasiek mówi, że jest Franco-polem, czyli i Francuzem, i Polakiem. Podoba mi się to pozytywne postrzeganie własnych kultur, które się na siebie nakładają. Niektórzy w podobnej sytuacji mówią, że nie czują się ani jednym, ani drugim, mając wrażanie, że nigdzie nie są u siebie (ani w pełni Francuzem, ani Polakiem). Na znak swojej podwójnej kultury, Jasiek (symbolicznie) wtyka dwie flagi na budowanym przez siebie zamku, podczas zabawy z kolegą.
7. Jasiek zastanawia się, bardzo poważnie, w jakiej reprezentacji piłki nożnej by grał, gdyby Polska grała przeciwko Francji. W jaki sposób by wybrał? To pytanie nie dawało mu spokoju przez kilka dni. (Nie chodzi o samą piłkę nożną, ale o jakąkolwiek dyscyplinę sportową.) Podobnie bardzo uspokoiło go przypomnienie, że nie ma granicy między Polską a Francją, więc prawdopodobieństwo konfliktu zbrojnego między nimi jest minimalne.
Zainteresowanie polską kulturą
Jak wiecie, staram się przekazać Jaśkowi jak najwięcej polskiej kultury. Dzięki temu, doskonale zdaje on sobie sprawę z jej bogactwa i atrakcyjności. Serce mi mięknie, kiedy:
8. Proponuje mi, żebyśmy wybrali się do Malborka, bo koniecznie musi zobaczyć zamek krzyżacki, o którym tyle słyszał. Na naszej liście, dyktowanej przez Jaśka, jest także Nidzica, Kraków, Wieliczka, Biskupin, Gdańsk i Rzeszów (Muzeum Dobranocek).
9. Prosi Drugiego Rodzica, żeby znalazł mu piosenkę po polsku i poprawia jego wymowę, żeby brzmiała bardziej po polsku. Ostatnio robi to jednak rzadko, bo sam czyta coraz lepiej.
Wszyscy jesteśmy tacy sami
Wśród poznanych przez Jaśka polskich książkach, znajduje się wiele pozycji napisanych w pierwszej połowie dwudziestego wieku. Myślę tu, między innymi, o „Koziołku Matołku”, czy „Królu Maciusiu Pierwszym”. Na Jaśku dość duże wrażenie zrobił sposób przedstawiania w nich „Murzynów”. Sprawiło to, że w jego przekonaniu, są (albo byli) to ludzie, którzy prawie nie nosili ubrań, grali na bębnach, mieli naszyjniki z kości i mogli okazać się kanibalami. Oczywiście jest to reprezentacja z tamtych czasów, ale dla pięcio czy sześcioletniego dziecka ewolucja światopoglądów to jeszcze skomplikowany koncept. Tym bardziej, kiedy słowo „Murzyn” używane jest jedynie w powyższym kontekście. Dlatego, jestem dumna, kiedy:
10. Jasiek mówi mi (po lekturze Króla Maciusia), że Adam i Pierre z jego klasy wcale nie są „Murzynami”, bo ani nie jedzą ludzi, ani nie noszą kości wbitej w nos. „Oni są normalni, tacy jak my, tylko po prostu mają ciemniejszą skórę.” Nic dodać, nic ująć.
Urok dwujęzycznego dziecka?
Zatrzymam się tutaj, bo postanowiłam ograniczyć się do dziesięciu sytuacji. Mogłabym jeszcze pisać długo, Wy pewnie też. A, czy wspominałam już kiedyś „Ognisty zamek” (zamiast suwaka, czy zamka błyskawicznego)? To chyba mój ulubiony przykład dziecięcej logiki i skojarzeń. Tak więc urok dwujęzycznego dziecka (każdego dziecka? ktoś może mnie poprawić) jest rzeczywiście nieodparty. Ale oczywiście jestem całkowicie nieobiektywna, jak my wszystkie.
Na czym polega urok dwujęzycznego dziecka u Waszych dzieci? Co sprawia, że Wam serce mięknie? Podzielcie się tym z nami, poniżej w komentarzach artykułu.
Obserwowanie dwujęzycznego dziecka to musi być fantastyczna przygoda – to jak sobie radzi, jak żongluje na zmianę słowami z różnych języków, jak świetnie sobie radzi jest naprawdę wzruszające. 🙂 Kasia
Tak, urok dwujęzycznego dziecka jest niewątpliwy, to dużo wzruszeń na co dzień☺.Pozdrawiam serdecznie!
W wielu sytuacjach język polski to taki Wasz tajemny szyfr. Fajnie 🙂
Zgadzam się, taki język między nami to wspaniała sprawa☺. Pozdrawiam serdecznie!
Można się dużo nauczyć od Twojego syna 🙂 Te sytuacje są nie tylko wzruszające, ale też myślę, że mocno pouczające, dla nas – dorosłych 🙂
Ja uczę się od niego każdego dnia, tak jak on ode mnie, mam nadzieję☺. Wychowywanie dziecka to wielka lekcja życia. Pozdrawiam serdecznie!
Podobnych sytuacji nie brakuje również w życiu dzieci, które mówią tylko jednym językiem. Mimo to te są znacznie bardziej wzruszające!
Dziękuję ☺. Jestem pewna, że wzruszające zachowania wynikają z natury dziecka, a nie jego dwujęzyczności. Dwujęzyczność jedynie nadaje im dodatkowego uroku, na który my, dwujęzycznie rodzice, jesteśmy wyjątkowo wrażliwi. Pozdrawiam serdecznie!
Moj mały synek ma troche bardziej skomplikowana sytuacje, jego ojciec jest Japonczykiem urodzinym w Wielkiej Brytani, a mieszkamy w Szwecji. W tym momencie wlasnie skonczyl dwa latka i jest jeszcze na etapie mowienia pojedynczych wyrazow. Ostatnio te slowa zaczyna laczyc w mini zdania i jest przy tym duzo smiechu, bo powie na przyklad Titta! Aka bil! Kółko. (Zobacz, czerwony samochod! Kółko!) – W czym dwa słowa sa szwedzkie, jedno japonskie i jedno polskie. Rozumie swietnie trzy jezyki i nawet troche angielskiego (ktorego slucha biernie, bo w tym jezyku sie porozumiewamy z mezem). Jest to fascynujacy czas i nie moge sie doczekac kiedy bedzie rozroznial jezyki i kultury!
Dziękuję Justyno za podzielenie się swoim doświadczeniem! Jestem pewna, żeby obserwowanie Twojego synka będzie dla Ciebie / Was pasjonującą przygodą! Bardzo możliwe, że będzie mieszał (już miesza) języki, ale w jego głowie na pewno będzie jasne, który jest który. Z każdym językiem i kulturą będzie kojarzył swój punkt odniesienia, tworząc złożoną tożsamość obywatela świata ☺. Oto urok wielojęzycznego dziecka☺. Pozdrawiam serdecznie!
Aż mimowolnie się uśmiech pojawia na twarzy jak się czyta ten wpis. 🙂 Przepiękne momenty i oby było takich jak najwięcej. 🙂 Super, że Jasiek w tak pozytywny sposób, będąc jeszcze dzieckiem, odbiera tę sytuację. I mimo wszystko bycie Franco-polem chyba najbardziej mnie urzekło.
Aaaa! I Muzeum Dobranocek odwiedźcie koniecznie! Na pewno Wam się spodoba. 🙂
Tak, mnie też ☺! Miałam łzy w oczach, kiedy tak się nazwał!!! Co do Dobranocek, to zanim wybierzemy się do Muzeum, staram się mu je wszystkie pokazać, żeby wiedział, o jakie chodzi ☺. Pozdrawiam serdecznie!