Chciałam dzisiaj napisać o prostym sposobie, żeby przekazać dziecku język polski, wykorzystując jego zainteresowanie elementami kultury większościowej. Odnoszenie się do kultury większościowej może wydać się paradoksalne, ale (prawie) każdy środek jest dobry, jeśli przybliża nas do wyznaczonego celu. (Nie każdy, nie zgadzam się z Machiavellim, ale mniejsza o rozważania filozoficzne.) Kultura jest bowiem wspaniałym nośnikiem dziecięcych aspiracji, wciągającym i niezwykle potrzebnym w emocjonalnym i intelektualnym rozwoju, bez względu na wiek. Dlatego właśnie możemy poprzez kulturę przekazać dziecku język polski, a poprzez język polską kulturę. (Uwielbiam takie współzależności, które pookazują, że zjawiska od siebie zależą i wzajemnie się uzupełniają.)

Dlaczego poprzez podobieństwa?

Dlaczego poprzez podobieństwa, a nie przez różnice? Dlatego, że od czegoś trzeba zacząć 🙂 . Z doświadczenia wiemy, że prościej jest zainteresować dziecko czymś, co jest podobne do tego, co już zna, niż czymś zupełnie odmiennym. Nie musimy bowiem „wywoływać” pozytywnego nastawienia dziecka, bo ono już je ma. Dzięki „transferowi” możemy wykorzystać to i rozciągnąć na inne elementy, mające punkty wspólne z tymi, które dziecko lubi. Jeśli skupimy się na tym, co odmienne, będziemy musieli najpierw zachęcić dziecko do zainteresowania się tym, następnie polubienia tego. Dopiero potem możemy się skupić na jego funkcji pedagogicznej.

Waloryzowanie podobieństw kulturowych

Biorąc pod uwagę powyższą refleksje, staram się w jak największym stopniu waloryzować podobieństwa między polską i francuską kulturą. (Co rozumiem przez kulturę w kontekście dziecięcej edukacji? Opowiadania zwarte w książkach, wiersze, bajki, piosenki, filmy, spektakle…) Może nawet niekoniecznie francuską, ale tą, którą Jasiek zna i która go interesuje w danym momencie. Mam więc dwie możliwości. Albo szukam podobnych elementów, inspirując się zainteresowania syna. Albo wykorzystuję tłumaczenia, żeby zaproponować mu dokładnie tych samych bohaterów (czy opowieści), których zna z francuskiego. Jednocześnie w codziennym francuskim wychowaniu, staramy znaleźć się coś nowego, żeby nie było powtórzeń. Uważam bowiem, że lepiej rozszerzać poznawane światy niż je na siebie nakładać. Rozszerzanie daje więcej możliwości, nakładanie intensyfikuje doznania. Ale jest to mój osobisty wybór, według idei, że im więcej pozna, tym bardziej świadomych wyborów będzie mógł później dokonać. I tym więcej możliwości nowych doświadczeń będzie mu dane przeżywać.

Szukanie podobieństw

Jakiś czas temu Jasiek zaczął pasjonować się przygodami Asteriksa i Obeliksa. Do tego stopnia, że były to jedyne książki, które chciał czytać, oglądać, o których mówił. Nie miałam możliwości czytania mu czegokolwiek, bo tylko „Asteriks i Asteriks”, a ja po francusku Jaśkowi nie czytam. W końcu, żeby móc uczestniczyć w tej rodzinnej pasji, nie tylko kupiłam mu kilka „Asteriksów” po polsku, ale także pokazałam rysunkowe filmy o przygodach bohaterów z Galii (z lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych). Teraz Jasiek ogląda (i zaczyna czytać) „Asteriksy” zarówno po polsku jak i po francusku. Zapoznałam go także z innym komiksem w podobnym stylu „Kajko i Kokosz” Janusza Christy, który trafił mu do gustu ze względu na obecność rycerzy, walk i czarów, zupełnie jak u Asteriksa. Pragnąc wykorzystać upodobanie Jaśka do komiksów (francuskiej pasji narodowej), zaproponowałam mu także naszych rodzimych Tytusa, Romka i A’Tomka, również z sukcesem. I pozostaję czujna: kiedy tylko mam taką możliwość, szukam podobnych książek, filmów, piosenek w języku polskim.

Polskie tłumaczenia z języków „trzecich”

Tłumaczenia na polski dotyczą u nas przede wszystkim książek (oraz filmów), które nie powstały w oryginale w języku francuskim. Kiedy Jaśkowi spodobały się przygody Franklina, super herosów z Ligii Sprawiedliwych czy Marvella, podsunęłam mu książki po polsku. Dzisiaj zna je wyłącznie po polsku, ale najwyraźniej nie ma to dla niego żadnego znaczenia. Rozmawia o nich z kolegami, a język w którym ich odkrył nie ma na to wpływu. Podobnie jest z filmami: o przygodach Żółwi Ninja, Sonica, Bakuganów, Toma i Jerry’ego. Właściwie Jaśkowi jest chyba wszystko jedno, w jakim języku je ogląda. Ja oczywiście korzystam z okazji, żeby mu jeszcze trochę polskiego przemycić. Tym bardziej, że w przyjemnej atmosferze, bo jak każde dziecko (i nie tylko), filmy bardzo go pociągają.

Próbuję również wykorzystać zainteresowanie Jaśka specyficznymi tematami, żeby włączyć polski w ich zasięg. Często chłopcy mają okresową pasję do dinozaurów, do świata piratów, wojowników etc. Podsuwam mu wtedy książki po polsku, które nie tylko ogląda, ale prosi mnie o ich lekturę lub wspólne komentowanie. Stanowi to wspaniałą okazję, żeby wzbogacić polskie słownictwa dany temat czy opowiedzieć fragmenty historii (w tym także polskiej, na przykład bitwy…).

Uniwersalność polskiej kultury

Wykorzystywanie podobieństw kulturowych, żeby przekazać dziecku język polski, ma także inne zalety. Pokazuje mu uniwersalność polskiej kultury. Odwołując się  do  kulturowych odnośników, którymi Jasiek żyje na co dzień, utwierdzam go w przekonaniu, że polska kultura jest mu bliska. Chyba najbardziej konkretnym dla niego przykładem są posiadane książki w dwóch językach. Nie mamy ich dużo, bo, jak pisałam, wolę urozmaicać niż intensyfikować, ale przygody Elmera (Davida McKee) i „Trzej zbójcy” Tomi Ungerera powinny mu wystarczyć. 

Możemy także operować różnicami, zależy od otwartości dziecka i jego ciekawości świata. Obydwa zabiegi przynoszą bowiem korzyści. Podobieństwa wzmacniają poczucie przynależności, różnice wzbogacają i uwrażliwiają na różnorodność i odmienność.

A jak jest u Was? Czy także wykorzystujecie podobieństwa z polską kulturą albo jej elementami, żeby przekazać dziecku język polski? W jaki sposób? Podzielcie się z nami swoimi przemyśleniami na ten temat.