Postanowiłam napisać dzisiaj bardziej osobiście, krótką refleksję o tym, czego się nauczyłam i co odkryłam, wychowując dwujęzyczne dziecko. O dzieciach, o świecie, o sobie samej, bo kontakty z innymi osobami, często pozwalają nam lepiej poznać samych siebie. Kiedy zaczęłam przygotowywać ten artykuł, okazało się, że lista rzeczy do wymienienia jest zbyt długa. Skróciłam ją, zostawiając trzy główne elementy. Może i Wam wydadzą się one bliskie, jako mamom dwujęzycznych dzieci albo po prostu jako mamom Waszych dzieci?

Możliwości mózgu dziecka (i nie tylko)

Czy zastanawialiście się kiedyś nad możliwościami mózgu dziecka? Kiedy przychodzi ono na świat, większość neuronów nie jest jeszcze połączona między sobą. Łączą się one na wskutek stymulacji środowiska, w którym przebywa poprzez obrazy, interakcje, wydarzenia… Tak powstają synapsy. Około tysiąca nowych synaps tworzy się u dziecka w pięciu pierwszych latach życia. Wtedy właśnie mózg rozwija się najintensywniej. To również czas, kiedy dziecko uczy się najszybciej, w tym także języków. Dla rodzica obserwowanie, jak dziecko nabywa nowe umiejętności, jest nie tylko fascynujące, ale i bardzo wzruszające. Podobnie było (i jest) ze mną, prawdopodobnie tak było i jest z Wami. W kwestii dwujęzyczności chyba najbardziej zaskakujące było dla mnie przeskakiwanie z jednego języka na drugi i bezbłędne tłumaczenie wypowiedzi. Dużo bardziej niż samo mówienie w dwóch językach, do czego dość szybko się chyba przyzwyczaiłam. (Jak już Jasiek zaczął używać polskiego, ale o tym kiedy indziej.) Obserwowałam twarz Jaśka, jakby ukryta była za nią jakaś maszyna zdolna do momentalnego przetworzenia usłyszanych kodów.

Dwujęzyczne dziecko

Świat widziany oczami dziecka

Dzieci odbierają świat inaczej niż my, bo nie posiadają naszych doświadczeń, dzięki czemu na początku nie interpretują zjawisk, ale je przeżywają. Nie mają uprzedzeń, gdyż nie posiadają informacji (prawdziwych lub nie), na których mogłyby się one opierać. To my, rodzice, jesteśmy odpowiedzialni za doświadczenia kształtujące ich światopogląd i podejście do życia i ludzi. Jasiek jeździ do Polski, jak jeździmy do Hiszpanii czy do Włoszech. Dla niego Polska czy Francja, to prawie to samo, jedynie język się zmienia. Podobnie jest z kolegami: bez względu na ich pochodzenie, czy sposób mówienia. Moje stare książki z dzieciństwa ogląda tak samo jak kolorowe błyszczące dopiero co nabyte francuskie lektury. A używany ostatnio kupiony rower okazał się najwspanialszym prezentem, nawet jeśli w siodełku była niewielka dziura. Zapytany, czy mu to nie przeszkadza, odpowiedział: „dla mnie ważne jest tylko, żeby dobrze jeździł”. Bardzo mnie tym wzruszył. Bo „najważniejsze jest niewidoczne dla oczu…”, „liczy się treść, a nie forma”, to wartości, które pragnę mu przekazać, odkąd się urodził. Podobnie jak otwartość, szacunek, nieocenianie i szukanie pod powierzchnią bez względu na wygląd i pierwsze wrażenie.

Giętkość języka

Dopóki nie pojawił się Jasiek, nie zdawałam sobie sprawy z istniejących możliwości językowych. Francuskiego nauczyłam się dopiero w liceum, szybko jednak stał się moim drugim językiem, dzięki pięciu latom studiów i życiu w 100% po francusku przez kilkanaście lat. Ale dopiero Jasiek, ze swoim świeżym spojrzeniem, pomysłowością i wczesną świadomością językową sprawił, że odkryłam niezliczone możliwości przerabiania, wyginania, łączenia i dopasowywania języka do naszych potrzeb. Niezliczone pytania o definicje, nieustanne neologizmy (baladować się, zamiast spacerować) i skomplikowane zapożyczenia (asymetryczny, militarny, kajet…), obrazowe przekręcenia (płonący zamek, zamiast zamek błyskawiczny/suwak)… i wiele innych przypomniały mi, że mowa jest żywa, indywidualna i nieskończona.

Dwujęzyczne dziecko… albo po prostu dziecko

Każde dziecko jest inne, ukształtowane zarówno przez geny, jak i (w bardzo dużym stopniu) przez otoczenie, a w szczególnym stopniu przez rodzinę. Powyższa refleksja uświadomiła mi, że to, co najbardziej wpłynęło na mnie, to nie fakt, że wychowuję dwujęzyczne dziecko, ale sama osoba tego dziecka czyli Jasiek. I to bez względu na ilość kultur i języków, jakie posiada. Powinnam więc zmienić tytuł artykułu na „Czego nauczyłam się, wychowując moje dziecko?”. Ale czy wtedy także by Was zainteresował? Jestem bardzo ciekawa 🙂 . (Artykuł dotyczyłby bardziej emocji, wzruszeń dostarczanych przez macierzyństwo, odkrywania swoich własnych granic i możliwości.)

A jakie są Wasze doświadczenia na temat wychowania (dwujęzycznego albo nie) dziecka? Czego się nauczyliście dzięki temu przez ostatnie kilka lat? Podzielcie się tym z nami w komentarzach pod artykułem.