Mój mały „Franco-pol”
Lubię, kiedy Jasiek interesuje się Polską. Uwielbiam, kiedy mówi po polsku, kiedy śpiewa polskie piosenki, kiedy opowiada o tym, jak dzięki Napoleonowi Polska odzyskała chociaż przebłysk nadziei na własne państwo. Albo kiedy opowiada o Warszawie, o Muzeum Wojska Polskiego, o Janie Kilińskim stojącym przy Barbakanie, o Smoku Wawelskim, o Popielu czy o Zamku Krzyżackim. Dlatego też, bardzo wzruszył mnie ostatnio, kiedy na pytanie kim się czuje (Francuzem czy Polakiem), odpowiedział „Franco-polem”. (Oczywiście przez „c” a nie przez „k”, jak Francuz.)Ciekawa ewolucja
„Francopol”? Tego jeszcze nie było. Ale ewolucja postrzegania siebie pod względem przynależności kulturowej u Jaśka jest dość wyraźna. Na początku, kiedy zaczęliśmy rozmawiać o jego dwóch kulturach (miał chyba wtedy cztery lata), bez najmniejszej wątpliwości odpowiadał, że jest Francuzem. Dlaczego? Bo nigdy w Polsce nie mieszkał. Logiczne. Żeby być Polakiem, trzeba mieszkać w Polsce, żeby Francuzem we Francji. Następnie, gdy już sobie tę Polskę trochę bardziej przyswoił, stwierdził, że jest zarówno Polakiem, jak i Francuzem. Podczas meczu piłki ręcznej między Polską i Francją, którego nie oglądał, miał nadzieję na remis. Żeby nie musieć wybierać między dwoma krajami. Teraz, kiedy podczas zabawy chce określić pochodzenie rycerzy, żołnierzy czy innych postaci, zachowuje się w ten sam sposób. Na zamkach wywiesza dwie flagi: polską i francuską. (Myślę, że dużo w tym zasługi jego trójjęzycznego kolegi, który z kolei wywiesza trzy flagi: włoską, rosyjską i francuską).
Podwójna kultura przyczyną rozterek
Ewolucja postrzegania przez Jaśka swojej tożsamości jest tylko pretekstem, żeby podzielić się z Wami bardziej ogólną refleksją na temat. Chodzi o to, jak podwójna kultura wpływa tożsamość dzieci. Przypomina mi się historia Xaviera. Większość z Was prawdopodobnie się z nią zapoznała, znajduje się ona w ebooku, który wysłałam Wam na powitanie na blogu. Xavier urodził się we Francji w portugalskiej rodzinie, jego rodzice przyjechali do Francji do pracy. Opowiedział mi o tym, jak się czuł jako nastolatek. I jak się czuje teraz, jako ponad czterdziestoletni mężczyzna, ojciec dwóch dziewczynek (których mamą jest Portugalka).
„Kiedy dorastałem, pojawiły się też pytania o moją własną tożsamość: kim jestem, Francuzem czy Portugalczykiem? Tak naprawdę, to nigdzie nie czułem się u siebie, ani we Francji. Bo byłem i czasem wciąż jestem postrzegany jako Portugalczyk (portugalskie nazwisko), ani w Portugalii. Bo przyjeżdżam z Francji, z francuskim akcentem. Teraz już wiem, że jestem Francuzem portugalskiego pochodzenia. Ale ten okres wątpliwości był raczej nieprzyjemnym doświadczeniem.”
Nasza sytuacja?
Każda sytuacja jest inna i w przypadku Xaviera, integracja jego rodziców we Francji odgrywała duży wpływ na jego własną tożsamość. Ale dla nas, dorosłych obywateli świata polskiego pochodzenia, odpowiedź na pytanie o to, kim jesteśmy, jest prostsza niż dla naszych dzieci. Po pierwsze, większość z nas spędziła w Polsce dzieciństwo i dopiero później przeprowadziła się za granicę. Po drugie, jesteśmy dorosłymi i emocjonalnie dojrzałymi osobami, które (mam nadzieję) już znalazły swoje miejsce w świecie. Mimo, że, jak już pisałam, moja polskość przypomniała mi o sobie, kiedy zostałam mamą.
Pytania mamy
Zastanawiam się, jak to będzie z Jaśkiem? Nie chciałabym, żeby czuł się wyobcowany albo rozdarty między dwoma kulturami. Szczególnie, że nie są sobie aż tak odlegle. Często zresztą próbuję zwracać mu uwagę na podobieństwa między nimi. Mam wrażenie, że w pewien sposób, waloryzuje to obydwie kultury. Albo przynajmniej pomaga Jaśkowi usytuować się wobec nich. (Co wcale nie oznacza, że różnice kulturowe są dewaloryzujące, wprost przeciwnie, są one raczej wzbogacające.) W tym szukaniu podobieństw chodzi mi raczej o wskazanie uniwersalnych podstaw każdej kultury, wartości wspólnych wszystkim cywilizacjom jako ludzkim dziełom. Bo w ten sposób ludzie zbliżają się do siebie. Ale to tym innym razem, zanim całkowicie odbiegnę od tematu.
A jak Wasze dzieci czują się wobec własnej podwójnej czy potrójnej kultury? Jaki mają wobec nich stosunek? Kim się czują? Podzielicie się tym z nami w komentarzach, pod artykułem.
Ciekawa refleksja. Na razie nie rozmawiałam o tym jeszcze z dziećmi, ale zadam im pytanie, kim się czują. Zobaczymy, co mi odpowiedzą. PS Mieszkamy w Irlandii.
Dziękuję Marto ! Jest to tym ciekawsze, że ich odpowiedzi mogą się zmienić w miarę upływu czasu ☺. Pozdrawiam serdecznie !
Dwoch chlopcow 4 i 6 lat, mieszkamy na Cyprze, tata Cypryjczyk. Do niedawna chlopcy prawie nie mieli kontaktu z jezykiem polskim, sa Cypryjczykami 😁, ale coraz wiecej po polsku rozumieja, a a soboty chodza do polskiej szkoly, mam nadzieje ze kiedys po polsku beda mowic. Nie mam potrzeby zeby czuli sie Polakami, ale zeby bez stresu mogli tam pojechac i swobodnie sie czuc wsrod rodziny czy znajomych.
Bardzo dziękuję Alino ! Teraz chyba wszyscy czujemy sie coraz bardziej Europejczykami ☺ i to chyba jest w tym wszystkim najlepsze !!! Pozdrawiam serdecznie !
Hej, jest polska szkola na Cyprze?? moglabys podzielic sie adresem ? dziekuje bardzo
Witaj Gabrielo, oto, co znalazłam, mam nadzieję, że się przyda: http://www.szkolanacyprze.com http://polskaszkolacypr.com/szkola/
Pozdrawiam serdecznie!
Dzięki za wspaniały artykuł 😍👏👏👏 Temat – rzeka… Mam podobne przemyślenia i obawy. Pojawiają się też wątpliwości, czy ja w pewien sposób nie nakręcam się z tym rozdarciem kulturowym… 🤔😁 Zobaczymy 😁 Póki co uczymy, czerpiemy to, co najlepsze, wskazujemy na pewne słabości i czym można to zastąpić, jak z tego wybrnąć. Brzmi poważnie ale… to jest właśnie ta pozytywna strona wielokulturowości w rodzinie 💗💗💗💗💗💗
Bardzo dziękuję Reniu! Bardzo możliwe, że w moim wypadku jest podobnie. Moje rozmyślania, wątpliwości, pytania na temat rozdarcia kulturowego związane z podwójną kulturą mojego dziecka mogą w pewien sposób doprowadzić do samorealizacji… A tego przecież bym nie chciała… Więc uwaga na to, w jaki sposób (świadomy lub nie) przekazuję je Jaśkowi… Pozdrawiam Cię serdecznie!
Jak zwykle świetny tekst – bardzo przyjemny w odbiorze. „Francopol” to bardzo kreatywnie stworzony neologizm :). Wygląda na to, że moja córka jest „Angopolą”! Jeszcze trochę u nas za wcześnie na kształtowanie takiej prawdziwej tożsamości kulturowej. Wierzę, że wiele spraw przyjdzie dla nas naturalnie. Angielskie przedszkole jeszcze przed nami, ale staramy się ja powoli przygotowywać, aby ten proces przebiegł łagodnie.
Dziękuję☺. „Anglopolka” też brzmi przyjemnie, dzieci same potrafią się umiejscowić, jeśli czują się dobrze w swojej sytuacji. A to przecież najważniejsze, bez względu na to, czy ich kultura jest podwójna, czy nie ☺. Pozdrawiam serdecznie!
Na podstawie obserwacji podobnych sytuacji moich bliższych bądź dalszych znajomych myślę, że taka dwukulturowość jak u Twojego Jaśka to dla takiego dziecka prawdziwy prezent od losu! Dorastanie w dwóch krajach, w dwóch kulturach, których losy są niejako splecione, ma pewnie jakieś wady, ale z pewnością też ogromnie ubogaca! Ja mieszkałam z rodzicami, polakami, dwa lata w Niemczech, w Monachium, kiedy miałam 4-5 lat. Do dzisiaj pamiętam wiele wydarzeń stamtąd, wrażenia z niemieckiego przedszkola i mam ciarki podniecenia kiedy słyszę śpiewane na Oktoberfest ludowe piosenki, których uczyli mnie niemieccy znajomi taty z pracy. Wciąż mieszka tam spora część naszej bliższej i dalszej rodziny. Nie mogę powiedzieć, że czuję się niemką, ale na pewno ten pobyt poszerzył moje horyzonty i dał podwaliny pod piękne i otwarte postrzeganie różnic, czy to kulturowych czy językowych. 🙂
Dziękuję za podzielenie się z nami tym wspaniałym doświadczeniem! Myślę, że dobrze by zrobiło każdej osobie: życie przez kilka lat w innym kraju, innej kulturze. Taki jest cel programu Erasmus, niestety zbyt mało osób (i jedynie o specyficznych cechach społecznych) on dotyczy. Otwartość na innych, ciekawość świata i różnic, szersze spojrzenie na nas własny kontekst… Tak, same zalety! ☺ Pozdrawiam serdecznie!