Nie pamiętam już gdzie (zapewne w którejś z książek o dwujęzyczności 🙂), przeczytałam, że między dziećmi, do których rodzice mówią w języku mniejszościowym, i ich rodzicami wytwarza się wyjątkowa więź. Dotyczy to w tej samej mierze jednego rodzica, jak i dwóch, w zależności od kontekstu rodzinnego, i ilości osób znających język mniejszościowy. Zastanawiam się, z czego ta specjalna relacja z dzieckiem wynika. I jaki sposób może się ona przejawiać? Mam wrażenie, że w mojej relacji z Jaśkiem odnajduję pewne cechy tej „wyjątkowości”. Dlatego też chciałam się z Wami podzielić krótką refleksją na ten temat, bo jestem pewna, że wiele z Was również jej doświadcza.

 Przyczyny „specjalnej relacji” z dzieckiem

Wydaje mi się, że istnieje kilka powodów, które mogą wyjaśnić specjalną relację rodzica porozumiewającego się z dzieckiem językiem mniejszościowym/polskim. Na pewno jest to związane z przywiązaniem do wspólnych korzeni związanych z polską rodziną. Oczywiście, w jakimkolwiek języku by się nie mówiło, prawie zawsze istnieje rodzina, do której jest się przywiązanym. Tylko, że w naszym polskim przypadku jest nieco inaczej. U nas dostęp do naszej polskiej rodziny przebiega przeze mnie i mój język polski. Gdyby Jasiek nie mówił po polsku, trudno byłoby mu nawiązać kontakt z Dziadkami, Ciociami, Wujkami… Automatycznie więc osoba, z którą najbardziej się Jaśkowi z polskim kojarzy jestem ja. Ode mnie nauczył się polskiego, to ze mną po polsku codziennie rozmawia.

Poza tym jestem jego mamą, a dzieci swoje mamy kochają. Tym bardziej wszystko, co dotyczy mamy, ma dla dziecka/ Jaśka zabarwienie emocjonalne i pozytywne. A więc także i polski „wszechświat”, który razem stworzyliśmy. Jest to swego rodzaju mikrokosmos. Współistnieje on harmonijnie z Jaśka francuskim światem (jakby polska wyspa na francuskim morzu). „Stety” albo niestety, inne osoby z naszego codziennego otoczenia (rodzina, znajomi, koledzy…) nie mają do niego wstępu. I to wcale nie dlatego, że ktoś im go zabrania, ale dlatego, że nie znają języka polskiego. Na szczęście nie postrzegają tego jako coś negatywnego, wykluczającego, czy sztucznego, ale przyjmują jako naturalna kolej rzeczy. (Tak mi się przynajmniej wydaje. Bo to przecież prawdziwe bogactwo ofiarować dziecku wielokulturowe wychowanie 🙂.)

Ekskluzywność języka polskiego… 

Kolejnym powodem, tym najbardziej przyziemnym i konkretnym, jest używany przez nas język polski. Myślę, że dziecko czuje się waloryzowane, kiedy posiada z rodzicem coś wspólnego i zarazem rzadkiego. Coś, co sprawia, że jest wyjątkowy. W naszym wypadku jest to język polski, który pozwala Jaśkowi zaznaczyć w pewien sposób ekskluzywność swojej relacji z mamą. Oczywiście należy uważać, żeby tej możliwości nie nadużywać, bo może się ona źle odbić i na dziecku, i na harmonii w rodzinie. Wydaje mi się, że dzięki temu wytwarza się między dzieckiem i rodzicem poczucie solidarności w związku z tym wspólnym wyjątkowym czynnikiem, który ich łączy.

…i polskiej kultury

Poznawanie i przezywanie polskiej kultury także wpływa na specjalność relacji dziecka z rodzicem. Kiedy czytamy Koziołka Matołka i razem boimy się o jego życie, kiedy recytujemy wiersze Wandy Chotomskiej, czy Juliana Tuwima, kiedy śpiewamy piosenki z Pana Kleksa… Te wszystkie momenty, które dostarczają nam zarówno przyjemności ze wspólnie spędzanego czasu, jak i wzruszeń, sprawiają, że wzmacniamy więź między nami. Tworzymy nowe wspomnienia, a one „zasilają” kapitał naszego wzajemnego przywiązania. (Dotyczy to każdego rodzica, w każdym języku. W naszym polskim przypadku różnica polega jedynie na tym, że polska kultura nie jest ogólnie dostępna dla naszego otoczenia w formie, w której my mamy do niej dostęp: w języku polskim.)

 Specjalna relacja z dzieckiem w praktyce

W jaki sposób specjalna relacja z dzieckiem może się przejawiać? W automatycznej zmianie języka, kiedy do siebie mówimy. Kiedy Jasiek się do mnie zwraca, albo ja do niego, bez namysłu przechodzi on na polski. Nawet jeśli w tym samym czasie rozmawia z kimś innym po francusku. Tak jakby w jego mózgu było zakodowane: mama = polski.

W momentach, kiedy czytamy, słuchamy, śpiewamy, opowiadamy bajki, piosenki, historie. Kiedy mówimy o Rodzinie z Polski. Albo gdy przywołuję wspomnienia z własnego dzieciństwa, z Rodzicami, Dziadkami, Przyjaciółmi oraz innymi osobami. Niektóre Jasiek zna osobiście, inne jedynie ze zdjęć i z moich opowiadań, które tworzą w głowie Jaśka historię, jak puzzle, albo pajęczyna, moją historię, a co za tym idzie i jego własną.

Kolejnym namacalnym momentem naszej więzi, są podróże do Polski, dokąd jeździmy dwa razy w roku, tylko we dwoje. Próbuję sprawić, żeby za każdym razem były to dla niego super wakacje: pełne nowych odkryć i przyjemnych chwil. Mam nadzieję, że w ten sposób wytworzy się u Jaśka sentyment do Polski i z ochotą będzie tam powracał.

Życie w rodzinie: relacja z drugim rodzicem  

Jak już wspomniałam, istnieje pewne ryzyko tej specjalnej relacji z dzieckiem ze względu na jej ekskluzywność. Starajmy się uważać, żeby nie wykluczać w sposób zbyt bolesny drugiego rodzica.

„Czasami naprawdę nie jest łatwo. Kiedy nie mogę uczestniczyć w rozmowie albo w grze czy zabawie, bo akurat odbywa się ona po polsku i tylko po polsku, czuję się wykluczona/y… Albo jakby było o mnie za dużo. Ale taka jest cena za dwujęzyczność naszego dziecka. Na pewno nie jest to przyjemne, tylko cóż zrobić? Nie mogę powiedzieć, że się tego nie spodziewałam/em. To było częścią kontraktu.”

Tak na pewno czuje się niejeden niemówiący w języku mniejszościowym rodzic dwujęzycznego dziecka. Czasami trudno jest temu zapobiec, nawet jeśli leży nam to na sercu. U nas także się to zdarza: kiedy jesteśmy z Jaśkiem zbyt pochłonięci rozmową, kłótnią, śmiechem… Dlatego próbuję zachować równowagę (choć nie zawsze mi to wychodzi) między naszymi polskimi chwilami, chwilami w rodzinie (nasza trójka), a także z reszta polskiej czy francuskiej rodziny, z kolegami, ze mną, beze mnie.

 Trwałość stworzonych więzów

A może to wszystko jest tylko iluzja? Może tak naprawdę, to moja relacja z Jaśkiem jest po prostu zbyt „fuzjonalna”, bo jest on jedynakiem, i w dodatku chłopcem? I ta bliskość byłaby taka sama, gdybyśmy mieszkali w Polsce i mówili w tym samym (jednym, jedynym) języku, co otoczenie? Mam nadzieję, że nie, choć nie mogę być tego pewna. Jednocześnie wierzę, że ta relacja przetrwa (nawet jeśli będzie ewoluowała w czasie, co jest normalne), bo to, co stworzyliśmy wspólnie dzięki polskiemu, odkrywaniu polskich bajek, książki, piosenek… i wyjazdom do Polski, zostanie między nami na zawsze. I że Jasiek będzie tam powracał, do polskiej krainy dzieciństwa, jak tylko będzie miał na to ochotę. Bo polskość i jego polska kultura jest i pozostanie (mam nadzieję) częścią jego dwukulturowej tożsamości. A ja, w miarę możliwości, pomogę mu ją wzbogacać i rozwijać.

(Co przynosi mi także olbrzymie korzyści. Z jednej strony „aktywuje” moją własną polskość, a z drugiej umożliwia wiele wzruszeń i emocji w związku z moją osobistą historią. Przeżywałabym ją na pewno mniej świadomie i intensywnie, gdybym pozostała w Polsce.)

 Jak wyspa na morzu

Nasza polska kultura w Francji jest naszym wspólnym bogactwem: Jaśka i moim. Podoba mi się porównanie do wyspy, naszej wspólnej polskiej wyspy. Obrazuje ona polską kulturę u Jaśka. Ta wyspa powinna być wystarczająco solidna, żeby nie dać się zalać przez otaczające ją morze. Potrzebuje ona gruntu i coraz to nowych bodźców, aż w końcu będzie na tyle silna, głęboko zakorzeniona i pewna własnej wartości, że morze nie będzie już dla niej zagrożeniem. Morze stanie się (tak, jak by było w idealnym świecie) przyjacielem i opiekunem. Wtedy zapoczątkowany dawno dialog będzie się pomyślnie i harmonijnie rozwijać między dwoma równorzędnym przyjaciółmi. I będzie on wzbogacający dla obydwu stron: i wyspy i morza. Nie wiem, czy moje porównanie Was przekonało. Mnie wydaje się całkiem udane 🙂.

 

A jak jest u Was? Czy macie wrażenie, że posiadanie z dzieckiem „oddzielnego” (od otoczenia) języka wpływa na Waszą relację? W jaki sposób? Podzielcie się nimi z nami, poniżej w komentarzach artykułu.