Chciałabym się dzisiaj podzielić z Wami metaforą, którą ostatnio znalazłam u Barbary Abdelilah-Bauer. W obrazowy sposób przedstawia ona kondycję języka mniejszościowego. Język mniejszościowy jest jak roślina. Delikatna roślina. Trzeba ją pielęgnować, jeśli pragniemy, żeby się rozwinęła. Co Wy na to? Na pewno dobrze widzicie, o co chodzi, ale i tak z przyjemnością Wam wyjaśnię.

Delikatna roślina

Język mniejszościowy jest jak delikatna roślina. Żeby ją wyhodować, nie wystarczy ją zasadzić i bezczynnie czekać, aż sama się rozwinie. Potrzebuje ona naszej opieki i pielęgnacji: podlewania, pielenia, bogatej w minerały ziemi, słońca, tlenu… Inaczej zginie. Tak samo jest z językiem mniejszościowym. Wymaga on naszej nieustannej uwagi i obserwacji. Jeśli nie będziemy go stymulować, wzbogacać, rozszerzać, ćwiczyć, nie tylko nie będzie się doskonalić, ale nabyte słownictwo i mechanizmy mowy zanikną. Zostanie zastąpiony przez język dominujący. Musimy więc czujnie się nim zajmować i to przez wiele lat, do dojrzałości dziecka, jeśli chcemy mieć pewność, że język się u niego zakorzenił. Szczególnie, że słownictwo i sposób mówienia dziecka, różni się od mowy dorosłych. Dorosły mówiący jak dziecko, jak to niepoważnie brzmi…

Silne dominujące rośliny

Wokół naszej delikatnej rośliny, rosną silne kwiaty, krzewy, drzewa, które symbolizują język większościowy. Ze względu na swoje cechy, nie potrzebują one aż tyle opieki i uwagi. Rozwijają się samoistnie, bo taka ich natura. Skład ziemi, nasłonecznienie, wilgotność odpowiadają im i nie nikt nie musi dodatkowo się o nie troszczyć. Język dominujący / większościowy jest utrzymywany przez system czynników zewnętrznych, regulujących jego używanie: szkołę, kolegów, znajomych, sprzedawców w sklepie, lekarzy etc. Oznacza to, że nawet jeśli w domu nie będziemy się nim zajmować, i tak dziecko opanuje go, niezależnie od naszej interwencji. Stąd właśnie postulat, żeby skupić się na języku mniejszościowym, słabszym, wrażliwszym na zmiany i fluktuacje, ale równie wartościowym.

 Inspiracja na Nowy Rok?

Nigdy nie potrafiłam dobrze zajmować się kwiatami. Wszystkie moje orchidee i fiołki alpejskie pousychały. Oprócz nich miałam tylko kaktusy, które też długo nie przeżyły. Tym bardziej wymowne jest dla mnie powyższe porównanie (a może metafora?). Krótka refleksja na świąteczny okres. (Czyżbym z niecierpliwością czekała na cieplejsze dni?) A może inspiracja na nadchodzący rok? Żeby jeszcze silniej się przyłożyć, zdyscyplinować, zorganizować i zdecydowanie dążyć do celu, jakim jest dwujęzyczność naszych dzieci. Jeśli potrzebujecie wsparcia, pomocy, motywacji, jestem tutaj, po drugiej stronie ekranu:).

Jeśli powyższa refleksja Was zainspirowała, podzielicie się tym z nami w komentarzach, pod artykułem.