Podczas ostatniego pobytu w Polsce pomyślałam, że mogłabym podzielić się z Wami naszym doświadczeniem z polskimi kolegami Jaśka. Bo w gruncie rzeczy wnoszą oni w jego życie dużo więcej korzyści niż jedynie mile spędzony czas. Zaraz Wam opowiem, jakie. Do Polski jeździmy z Jaśkiem dwa razy w roku. Jest to dla nas głównie okazja, żeby spędzić czas z Rodziną: Babcią, Dziadkiem, Ciocią, jak pewnie dla większości z Was. (Dla mnie natomiast jest to jedyna możliwość skorzystania z polskiego życia kulturalnego, którego bardzo mi brakuje. Przez te kilka dni robię więc zapasy na kilka miesięcy. Trochę jak u Mickiewicza: „Wpadam do Soplicowa, jak w centrum polszczyzny: tam się człowiek napije, nadyszy ojczyzny.” Ale nie o tym dziś mowa.) Jasiek jednak rośnie i jego zainteresowania zmieniają się. Tak samo jak i potrzeba kontaktu z rówieśnikami. Dlatego też od jakiegoś czasu staram się umożliwić mu kontakty z dziećmi w Polsce. Z jednej strony sprawiają one Jaśkowi przyjemność, a z drugiej przyczyniają się do doskonalenia języka polskiego.

 Polscy koledzy i koleżanki

Spotkania z koleżankami, których dawno się nie widziało, są przyjemniejsze, kiedy jesteśmy same, bez dzieci. Lepiej się rozmawia, nikt nam nie przerywa, nikogo nie trzeba pilnować, można jeść tyle ciastek, ile się chce… :). Teraz jednak zabieramy ze sobą dzieci, żeby się lepiej poznały i zaprzyjaźniły. Tak więc Jasiek po raz kolejny spotkał się z trochę młodszą od siebie córeczką mojej przyjaciółki z liceum. Razem oglądali książki i bawili się na drabinkach. Tylko że po kilku minutach Jasiek znalazł sobie starszego kolegę na placu zabaw w Parku Saskim. Bo przecież na razie z chłopcami jest fajniej. Ale jak nie ma chłopców, to dziewczynki też „mogą być”, szczególnie, jeśli są w tym samym wieku. Na następny przyjazd mamy zaproszenie do dwóch innych moich koleżanek: jednej z synkiem Witkiem, a drugiej z córeczką Sarą. I zaproszenia są dla nas obojga, z naciskiem jednak, żeby przyjść z Jaśkiem. Bo Sarze podobało się wspinanie z Jaśkiem na pajęczynę, a jak się ścigali, to było super, bo dobiegli do mety w tym samym czasie:).

Koledzy na kilka minut

Oprócz pociech moich znajomych, które widujemy w Polsce, są też inne „przypadkowe” dzieci. Jasiek jest bowiem mistrzem w znajdywaniu sobie kolegów na kilka minut. Bawią się przez chwilę na placu zabaw, albo razem biegają, a potem Jasiek dumnie obwieszcza nam, że ma nowego kolegę. Najczęściej nie wie nawet, jak kolega ma na imię. W jego głowie jednak są to prawdziwe przyjaźnie, bo kilka tygodni później mówi o nich jak o swoich przyjaciołach. Kiedyś zastanawiałam się, czy z taką samą łatwością będzie nawiązywał kontakty z dziećmi w Polsce. Okazało się, że tak. Podobnie jest pewnie z większością dzieci. Język jest dla nich jedynie narzędziem do komunikowania się. Nie postrzegają go jeszcze, jak niektórzy dorośli, jak coś, co może być postrzegane jako cecha naszej tożsamości. Oznacza to, że problem akcentu, błędów i niepoprawnej wymowy nie ma takiego znaczenia, jakie może mieć u nas. (I tym lepiej!)

 Znaczenie polskich znajomości

Kiedy kilka lat temu zdałam sobie sprawę z tego, że Jasiek ma swoje własne życie towarzyskie, byłam zarówno wzruszona, jak i dumna z jego coraz większej samodzielności. Podobnie jest z polskimi kolegami. Bardzo się cieszę, że potrafi dostosować się do sytuacji. I że mimo, iż mieszka w innym kraju, nie widzi różnicy między dziećmi tutaj i tam. (Bo przecież taka różnica nie istnieje. A mogłaby istnieć jedynie w głowie.) Dzięki temu, pomału Jasiek tworzy swoje własne więzy z Polską. Nie tylko z naszą rodziną, ale także z osobami spoza niej. Sprawi to, mam nadzieję, że pobyty w Polsce nie będą kojarzyły mu się jedynie z Dziadkami, Ciocią, kinem i rurkami z bitą śmietaną (i z Muzeum Wojska Polskiego). Zwiększy także ochotę Jaśka na wyjazdy do Polski, gdzie będzie chciał spotkać się z kolegami, tak ważnymi w jego wieku. Jak większość dzieci woli on bowiem spędzać czas na zabawie z rówieśnikami niż w towarzystwie dorosłych. Z czasem Jasiek nabierze emocjonalnego stosunku do Polski. A może i już nabrał? Bo kiedy wracając do domu w samolocie zapytałam go, czy jest Polakiem, czy Francuzem, odpowiedział mi, że jednym i drugim po połowie. Coś ścisnęło mnie wtedy w gardle. Zwycięstwo! (Poprzednio mówił, że nie może być Polakiem, bo przecież nigdy w Polsce nie mieszkał.)

 Nauka języka dzięki kolegom

Innym plusem kontaktów z rówieśnikami jest oczywiście szlifowanie języka polskiego. Nie tylko dlatego, że podczas zabaw (i gier) uczymy się szybciej i w przyjemniej. Ani dlatego, że nie mamy świadomości nabywania nowych umiejętności i presji, żeby je przyswoić. Dzięki obcowaniu z kolegami (i koleżankami), dla których polski jest językiem ojczystym, dziecko absorbuje ich sposób mówienia, słownictwo, wyrażenia i struktury odpowiednie dla swojego wieku. Zamiast mówić, „jak stary”, bo go mamusia nauczyła poprawnej literackiej polszczyzny. (Czasem bawi mnie, kiedy Jasiek mówi „Słucham?”, gdy czegoś nie dosłyszy, zamiast zwykłego „Co?”, może niezbyt grzecznego, ale na pewno bardziej potocznego i ogólnie uznanego.)

Użyteczność języka

Jednak największą korzyścią, jaką mogą przynieść dwujęzycznemu dziecku kontakty z dziećmi w Polsce, jest według mnie dowód na użyteczność języka polskiego. Jak pisał François Grosjean (szwajcarski językoznawca), dziecko musi dostrzegać potrzebę używania języka mniejszościowego i wynikającą z tego korzyść. A co może być ważniejszego niż komunikowanie się z innymi dziećmi? (Jest też oczywiście rodzina, ale to nie to samo. Przyjemność jest inna i ochota do rozmowy chyba również.) Zabawy z rówieśnikami, mile spędzony w ich towarzystwie czas mogą stanowić ogromną motywację do mówienia po polsku. Nikt przecież nie lubi być wykluczonym z zabawy, ani odstawać od innych, bez względu na wiek. Wspomnienie wspólnych zabaw często pozwala odnowić albo utrzymać zapał do używania polskiego, zarówno w Polsce, jak i w domu. Wystarczy przypomnieć gry z kolegami, pokazać zdjęcia, zaplanować kolejne spotkania podczas następnej wizyty u Dziadków…

 Pogłębianie więzi z Polską

Podczas naszego ostatniego pobytu w Polsce, kilka tygodni temu, Jasiek spędził dużo więcej czasu z innymi dziećmi, niż kiedykolwiek wcześniej. Jest to zapewne związane z jego wiekiem i potrzebami, a może i z moim usiłowaniem umożliwienia mu dużej ilości kontaktów z rówieśnikami. Jestem pewna, że wpływa to pozytywnie na stosunek Jaśka do Polski, a także do jego własnej polskości, która pomału zaczyna dawać o sobie znać. Tworzenie nowych punktów odniesienia w Polsce, mnożenie doświadczeń i przeżyć o zabarwieniu emocjonalnym (kontakty międzyludzkie) może jedynie wzmocnić więź dziecka z ojczyzną rodzica. Oraz wzmocnić jego dwukulturową tożsamość. I tym samym utwierdzić w nim potrzebę języka polskiego. Czy i Wasze dzieci mają w Polsce kolegów i koleżanki? Czy macie wrażenie, że przyczynia się to pozytywnego stosunku do polskiego? Jeśli tak, w jaki sposób się to przejawia? Jestem ciekawa Waszych doświadczeń!