Okres ciąży stanowi w życiu wielu kobiet przełomowy moment. Jest to czas przemyśleń, pytań, wątpliwości, kwestionowania i rozliczeń z samym sobą. Zastanawiamy sie nad tym, co się przeżyło, co jeszcze nas czeka, co jesteśmy, a czego nie jesteśmy gotowe zaakceptować w przyszłości. Nachodzi nas dużo pytań, związanych z przeszłością, z własną rodziną, z pochodzeniem… A także z tym, co przekażemy naszemu dziecku, kim chciałybyśmy, żeby się stał, w jaki świecie żył, w jakiej kulturze się wychowywał.
Geneza refleksji o dwujęzyczności
To pytanie o kulturę jest szczególnie silne u kobiet mieszkających poza granicami ojczystego kraju. Czy pragnę, żeby kultura, która mnie ukształtowała, była obecna w życiu mojego dziecka? Historia, wartości, tradycje, literatura, legendy, bajki, język… W jakim stopniu moje dziecko odziedziczy po mnie to, co zostało mi przekazane przez moja rodzinę, szkołę i społeczeństwo, w którym się wychowałam? To, co w ogromnej mierze sprawiło, że jestem dzisiaj tym, kim jestem? I co zawsze będzie nieodłączną częścią mnie, czegokolwiek bym nie zrobiła i w jakiejkolwiek sytuacji bym się nie znalazła?
Znaczenie języka
Język jest najbardziej widocznym i oczywistym związkiem z krajem, z którego się pochodzi. Jest pierwszą rzeczą, która „rzuca się w oczy” i która sprawia, że uznajemy kogoś za członka naszej wspólnoty kulturowej. Język stanowi także więź między mną i moją rodziną, mieszkającą w kraju, w którym sie wychowałam.
Zaczęłam dość poważnie, bo i temat jest poważny. Podczas ciąży, te kwestie intensywnie mnie nurtowały, nie dawały spokoju, tarmosiły. Zastanawiałam się, kim będzie mój syn i jak powinnam go wychować. Chcialam, żeby mógł w pełni skorzystać z tego, co jego otoczenie (w tym i ja), ma mu do zaoferowania. Żeby mógł się skonstruować jak najpełniej, jako osoba z dużym bogactwem duchowym i kulturowym. Żeby stał się ciekawym świata człowiekiem z rozbudowanym życiem wewnętrznym.
Moja rola jako matki
Moje dziecko, myślałam sobie, ze względu na związek ze mną, swoją matką, nosi w sobie kulturę, z której się wywodzę. Dzięki mnie, jest więc pełnoprawnym członkiem naszej społeczności, gdziekolwiek by nie mieszkało. Dlatego też dziedziczy prawo do polskiej kultury, w szerokim znaczeniu tego słowa. Jako jego matka, jestem jedną z nielicznych osób, które mogą mu ją przekazać, zaprezentować, wyjaśnić, nauczyć jej wartości. Zdałam sobie sprawę, że ciąży na mnie odpowiedzialność podzielenia się z nim tym dziedzictwem, bo poprzez swoje pochodzenie ma do niego prawo. Tym bardziej, że, jako kochająca go osoba, chcę dla niego jak najlepiej. Chcę zapewnić mu dostęp do jak największej ilości zasobów i możliwości, nie tylko materialnych, ale i duchowych, w tym także kulturowych.
Nasza polska kultura
Podsumowując, decyzja o dwujęzyczności, a właściwie o przekazaniu mojemu synowi kultury polskiej (poprzez język polski), nie wzięła się znikąd. Jest ona owocem refleksji o moim stosunku do własnych korzeni i o tożsamości mojego dziecka. Jestem pewna, że większość Mam odwiedzających tę stronę, dobrze zna te pytania i wątpliwości.
I co potem? Bo na tym oczywiście się nie skończyło. To był dopiero początek. Bo kolejnym pytaniem, z którym próbowałam się uporać przez kilka kolejnych miesiącach, było : JAK? W jaki sposób nauczyć go naszego języka i zapoznać z naszą kulturą? Jak zrobić, żeby, pomimo odległości geograficznej, przywiązał się do nich i zaczął uważać za własne? To było dopiero wyzwanie! A wyzwania są stymulujące i pobudzają wyobraźnię do szukania coraz to nowych pomysłów!
Najlepiej jest zacząć jak najwcześniej, dlatego zachęcam do lektury artykułu „Dwujęzyczność jeszcze przed przyjściem na świat”.
Jeżeli mielibyście ochotę podzielić się z nami Waszymi spostrzeżeniami, refleksjami albo uwagami na ten temat, serdecznie Was do tego zapraszam.
Gdybym mialo dziecko chcialabym mu przekazac polski jezyk ale jest mi latwiej mowic po francusku niz po polsku. Czy w takim wypadku czy wydaje Ci sie ze to ma sens i ze to moze okazac sie skuteczne ? Z gory dziekuje za odpowiedz.
Witaj Moniko, wydaje mi się, że to zawsze ma sens. Ostatnio czytałam, że, na przykład w Polsce (ale wyobrażam sobie, że także w wielu innych krajach) coraz więcej osób mówi do dzieci w innym języku (angielskim, niemieckim), mimo, że tych języków nauczyły się dopiero w szkole. Jest to, tzw. „dwujęzyczność zamierzona”. Oznacza to, że te osoby mówią bieglej po polsku, ale i tak pragną i starają się przekazać dzieciom obcy język (a dla Ciebie, z tego, co piszesz, wynika, że polski nie jest obcy). Dlaczego to robią? Żeby z jednej strony poszerzyć horyzonty swoich dzieci, a z drugiej dać im w życiu więcej możliwości (kontaktów, kultury, pracy…) niż mają osoby jednojęzyczne. Więc tak, tysiąc razy tak, uważam, że ma to sens. Czy może okazać się skuteczne? Na pewno nie mniej niż wszystkie próby dwujęzyczności zamierzonej, pod warunkiem, że naprawdę masz na to ochotę i że poświęcisz temu wystarczająco dużo czasu i energii.
Mam nadzieję, że odpowiedziałam na Twoje pytanie. Pozdrawiam Cię serdecznie!
Świetny artykuł! Mam wrażenie, że sama mogłabym go napisać. Macierzyństwo sprawia, że zadajemy sobie pytania, o których wcześnie nie myślałyśmy.
Dziękuję Kasiu, bardzo się cieszę, że moja refleksja wydaje Ci się bliska! Pozdrawiam serdecznie!
Dobrze jak od najmłodszych lat dzieci uczą się języka obcego 🙂 To bardzo procentuje na przyszłość.
A ja mam nadzieję, że obydwa języki będą jego językami, że żaden nie będzie mu obcy☺. Pozdrawiam serdecznie!