… a matematyka po francusku
Gdzie jest logika? Siła wyższa, czyli nasz mózg. Zaraz wyjaśnię. Jasiek umie liczyć po polsku. To znaczy zna cyfry i liczby. Potrafi także dodawać i odejmować po polsku, do dwudziestu, ale szybko przechodzi na francuski. I na nic moje naciskanie, więc nie naciskam, po prostu tak działa mózg. (
Przeczytajcie, co mam na myśli.) Nie zmienię mu mechanizmów, które nabył we francuskiej szkole, tym bardziej, że za kilka tygodni do niej wróci. (Taką w każdym razie mam nadzieję.) Podobnie jak ja wciąż liczę po polsku, Jasiek liczy i będzie liczył po francusku. Choć przecież z drugiej strony, język matematyki jest międzynarodowy, więc raczej się dogadamy:).
Zdaję sobie sprawę, że ta matematyka trochę dziwnie u nas brzmi. Wszystko po polsku, tylko liczby po polsku i po francusku, co daje:
Ja: Amina ma quinze (15) euro, a książka kosztuje dix-huit (18) euro. Ile jej brakuje?
Jasiek: Dix-huit moins quinze… brakuje jej trois euro.
Ja: Czyli?
Jasiek: Trzy euro.
I jakoś się rozumiemy.
Ale polski to już po polsku
W ciągu (klasycznego) roku szkolnego, Jasiek na ogół wraca do domu około 18-tej (ze szkoły, albo z zajęć sportowych) i trudno, oprócz czytania po francusku, oczekiwać, że będzie czytał także po polsku. Ale teraz, jaka komfortowa sytuacja! Jasiek do domu nie wraca, bo rzadko z niego wychodzi (jedynie do ogrodu, na tzw. sport, dwa razy dziennie). Mam więc synka pod ręką. A co więcej, kiedy ustalaliśmy dzienny rozkład zajęć, nie zapomniałam dorzucić
czytania po polsku, no bo skoro to od nas on zależy, to przecież nie będę sobie żałować. I nie pożałowałam. Codziennie, jedna krótka (bardzo krótka) książeczka po polsku, żeby nie zniechęcić. I tak już od ponad dwóch tygodni. Żadnego „nie”, ani „kiedy indziej”, bo się chłopiec przyzwyczaił. Właśnie jesteśmy na etapie dwuznaków.
Odrabianie lekcji po polsku
Odrabianie lekcji po polsku? Sama już nie jestem pewna, czy napisałam o tym, o czym zamierzałam, choć może jednak tak. Bo właściwie odrabianie lekcji po polsku a nauka po polsku to trochę to samo, szczególnie w warunkach domowych. Niby nic nadzwyczajnego, ale dobrze wiem, że to dopiero początek. „Zobaczymy, jak Jasiek będzie starszy”. Dobrze, zobaczymy. Mam jednak nadzieję, że do tego momentu
polski będzie tak zakorzeniony w jego mózgu, że francuski nie będzie już dla niego
zagrożeniem. A na razie, uważamy jedynie (to znaczy ja uważam), żeby w żadnym momencie francuski nie wziął górę nad polskim. Bo potem to już błędne koło, z którego trudno nam się będzie wydostać.
A jak to u Was wygląda? Na co dzień i w tej wyjątkowej sytuacji? Podzielicie się z nami Waszymi doświadczeniami i obserwacjami na ten temat.
Z jednej strony to musiało być ogromne wyzwanie takie przestawienie się na prowadzenie lekcji, z drugiej niezła lekcja dla wszystkich 😉
Na pewno takie odrabianie lekcji po polsku to dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie. Mam wrażenie, że bez przerwy przechodzę z jednego trybu na drugi. Taka gimnastyka mózgu☺. Pozdrawiam serdecznie!