Już od dawna chciałam napisać, jak przebiega u nas odrabianie lekcji po polsku. Na początku roku byłam do napisania o tym naprawdę zmotywowana, bo zaczęła się dla Jaśka prawdziwa szkoła. Chciałam tylko trochę poczekać, żeby nabrać rytmu i przedstawiać Wam naszą strategię odrabiania francuskich lekcji po polsku. Potem jednak zmieniła się Jaśkowi wychowawczyni, która z kolei nie zadawała prac domowych. We Francji bowiem nie wolno zadawać pisemnych zadań uczniom szkoły podstawowej. Tak więc kiedy upłynęło kilka miesięcy i powinnam już była wyrobić doświadczenie w tej dziedzinie, nagle zabrakło nam lekcji do odrabiania.

I nagła zmiana kontekstu…

Z „pomocą” przyszła mi nagła zmiana kontekstu. W związku z zamknięciem szkół (we Francji od 16 marca), w jednej chwili spadło na nas nie tylko odrabianie lekcji, ale także samo prowadzenie ich! (Piszę z wykrzyknikiem, bo to jest dla mnie ogromna radykalna zmiana. Wiem, że dla Was wszystkich, ale jako jednostka, reaguję na poziomie jednostki.) Tak więc wzmożona intensywność, jakby nagle rzucono nas na głębokie wody! Prowadzenie francuskich lekcji? A co z naszym świętym i niedotykalnym polski? Ale kiedy nie ma wyboru, to na nic się zdają protesty, przydać się mogą jedynie negocjacje w rodzinie, kto uczy czego i kiedy. Wybrałam matematykę, narzuciłam polski, zaakceptowałam część francuskiego (pisanie, ale bez dyktand, i czytanie nowych wyrazów, ale nie książek), odmówiłam nauki francuskich wierszy. Każdy rodzic będzie miał swoje do odrobienia, a Jasiek oczywiście i jedno, i drugie.

Domowa organizacja i codzienna rutyna

Od ponad dwóch tygodni Jasiek nie chodzi do szkoły. Dla niego to jak wakacje, dla nas dużo mniej. O ile na początku borykałam się z kwestią polskiego, o tyle z czasem przyzwyczailiśmy się do ustalonej rutyny. Wszystko tylko i wyłącznie po polsku? No niedokładnie, ale w miarę możliwości. Bo z dzieckiem (i nie tylko) trzeba wykazać się pewną giętkością. Co nie znaczy, że należy zrezygnować z wyznawanych zasad i wartości. Tym bardziej nie zmieniajmy reguł, co może jedynie zakłócić stworzoną równowagę i wprowadzić niepotrzebne zamieszanie w głowie dziecka. (I naszej?)

Francuski po polsku…

Szkolna nauka Jaśka obejmuje głównie francuski i matematykę. (Nie zapomniałam o sporcie, plastyce i muzyce.) Część zadań robimy rano (ze mną), część jest robiona po południu. Za każdym razem staramy się nie przekroczyć jednej godziny, no może trochę więcej. Szczególnie, że telewizyjne lekcje przygotowane przez Edukację Narodową, wydłużyły poranny czas nauki, czasem trudno utrzymać wyznaczony wcześniej rytm. Francuskiego uczymy się po polsku, to znaczy pisania i czytania, jak gdyby chodziło o język obcy. Komentarz jest po polsku, treść po francusku. Przypomina mi to, moją naukę obcych języków w szkole. Nie wydaje mi się jednak, żeby mogło to źle wpłynąć na Jaśka francuski, więc dlaczego nie. Dzisiaj Jasiek zapytał mnie, dlaczego mówię „lekcje francuskiego”, przecież wszystko jest po francusku. Odpowiedziałam odruchowo, że nie będę mówiła, że to „polski”, skoro uczy się czytać i pisać po francusku. To był żart, możliwe, że nie zrozumiał albo że nie był śmieszny. I tak uprzedzam, że „teraz będzie po francusku, bo jest nauka francuskiego”, kiedy muszę przeczytać mu zdania albo wyrazy do napisania, bo ma trudności z rozszyfrowaniem mojego niedziecinnego pisma.

… a matematyka po francusku

Gdzie jest logika? Siła wyższa, czyli nasz mózg. Zaraz wyjaśnię. Jasiek umie liczyć po polsku. To znaczy zna cyfry i liczby. Potrafi także dodawać i odejmować po polsku, do dwudziestu, ale szybko przechodzi na francuski. I na nic moje naciskanie, więc nie naciskam, po prostu tak działa mózg. (Przeczytajcie, co mam na myśli.) Nie zmienię mu mechanizmów, które nabył we francuskiej szkole, tym bardziej, że za kilka tygodni do niej wróci. (Taką w każdym razie mam nadzieję.) Podobnie jak ja wciąż liczę po polsku, Jasiek liczy i będzie liczył po francusku. Choć przecież z drugiej strony, język matematyki jest międzynarodowy, więc raczej się dogadamy:). Zdaję sobie sprawę, że ta matematyka trochę dziwnie u nas brzmi. Wszystko po polsku, tylko liczby po polsku i po francusku, co daje: Ja: Amina ma quinze (15) euro, a książka kosztuje dix-huit (18) euro. Ile jej brakuje? Jasiek: Dix-huit moins quinze… brakuje jej trois euro. Ja: Czyli? Jasiek: Trzy euro. I jakoś się rozumiemy.

Ale polski to już po polsku

W ciągu (klasycznego) roku szkolnego, Jasiek na ogół wraca do domu około 18-tej (ze szkoły, albo z zajęć sportowych) i trudno, oprócz czytania po francusku, oczekiwać, że będzie czytał także po polsku. Ale teraz, jaka komfortowa sytuacja! Jasiek do domu nie wraca, bo rzadko z niego wychodzi (jedynie do ogrodu, na tzw. sport, dwa razy dziennie). Mam więc synka pod ręką. A co więcej, kiedy ustalaliśmy dzienny rozkład zajęć, nie zapomniałam dorzucić czytania po polsku, no bo skoro to od nas on zależy, to przecież nie będę sobie żałować. I nie pożałowałam. Codziennie, jedna krótka (bardzo krótka) książeczka po polsku, żeby nie zniechęcić. I tak już od ponad dwóch tygodni. Żadnego „nie”, ani „kiedy indziej”, bo się chłopiec przyzwyczaił. Właśnie jesteśmy na etapie dwuznaków.

Odrabianie lekcji po polsku

Odrabianie lekcji po polsku? Sama już nie jestem pewna, czy napisałam o tym, o czym zamierzałam, choć może jednak tak. Bo właściwie odrabianie lekcji po polsku a nauka po polsku to trochę to samo, szczególnie w warunkach domowych. Niby nic nadzwyczajnego, ale dobrze wiem, że to dopiero początek. „Zobaczymy, jak Jasiek będzie starszy”. Dobrze, zobaczymy. Mam jednak nadzieję, że do tego momentu polski będzie tak zakorzeniony w jego mózgu, że francuski nie będzie już dla niego zagrożeniem. A na razie, uważamy jedynie (to znaczy ja uważam), żeby w żadnym momencie francuski nie wziął górę nad polskim. Bo potem to już błędne koło, z którego trudno nam się będzie wydostać.  A jak to u Was wygląda? Na co dzień i w tej wyjątkowej sytuacji?  Podzielicie się z nami Waszymi doświadczeniami i obserwacjami na ten temat.