Ktoś ostatnio powiedział mi, że tak naprawdę, to wcale nie zajmuję się dwujęzycznością Jaśka, ale jego dwukulturowością. W pierwszej chwili chciałam zaprotestować, ja przecież pragnę jedynie, żeby Jasiek nauczył się poprawnie mówić po polsku, nic więcej. Ale czy naprawdę? Chyba jednak coś w tym jest. Nawet więcej niż zwykłe coś… Dwujęzyczność i dwukulturowość, niby bliskie, ale zasadniczo różniące się od siebie. Ale jak to u mnie jest? Co jest celem, a co tylko środkiem do jego osiągnięcia? Dlaczego? I jak jedno wspomaga drugie, tworząc logiczną całość?

Paradoksalny przykład płyty Bułata Okudżawy

Owo stwierdzenie o dwukulturowości pojawiło się przy okazji włączania Jaśkowi w samochodzie piosenek Bułata Okudżawy. (Paradoksalne może wydać się to, że przecież Okudżawa wcale Polakiem nie był. Ale jako że we Francji jest on mniej znany, jego postać od razu skojarzyła się z moją polską kulturą.) Jaśkowi bardzo podobają się utwory o królu, o żołnierskich butach, papierowym żołnierzyku i inne, zna je już chyba na pamięć. Ja natomiast uwielbiam poezję Okudżawy w wykonaniu Sławy Przybylskiej, Edmunda Fettinga, Wojciecha Młynarskiego… Przenoszą mnie do pewnej epoki, której wspomnienia zawsze wprawiają mnie w dobry nastrój. Dlaczego włączam Jaśkowi piosenki Okudżawy? Dlaczego właśnie je? Nie tylko dlatego, że śpiewane są one po polsku, istnieje przecież wiele innych płyt z polskimi utworami, w dodatku napisanymi przez polskich autorów. Włączam mu je, bo pragnę podzielić się z nim (jako jedyną polskojęzyczną osobą w moim otoczeniu) wzruszeniami, jakich mi dostarczają. Wzruszeniami, emocjami, skojarzeniami, czyli moją własną kulturą. Podobnie jak pragnę przekazać mu historię mojej rodziny, opowiedzieć o moich nieżyjących już Dziadkach, o moim dzieciństwie, o ważnych wydarzeniach z mojego życia. Bo to wszystko jest częścią dziedzictwa, które rodzice przekazują swoim dzieciom. Żeby ktoś jeszcze po nas o tym pamiętał, żeby mógł z tego korzystać…

W ten sam sposób moja Mama polecała mi książki do czytania, kiedy byłam mała. Podsuwała mi te, które jej się podobały, mając nadzieję, że i mnie wzruszą, zachęcą do refleksji czy do zadania sobie pewnych pytań. Czy nie na tym właśnie polega wychowanie?

O pewnej Pani od polskiego

Dlaczego tak wieki nacisk kładę na polską kulturę? Wszystko zaczęło się w ósmej klasie szkoły podstawowej… Od spotkania z wyjątkową Nauczycielką języka polskiego. W ramach przygotowań do konkursu polonistycznego, dzięki swojej charyzmie i erudycji, wprowadziła mnie ona w świat poezji, literatury, teatru, sztuki… Podpowiadając, co czytać, co obejrzeć, czym się zainteresować. Za co będę jej dozgonnie wdzięczna. (Tak się pisze, prawda? Mam wrażenie, że to trochę pompatycznie brzmi.) Czasami spotykamy na naszej drodze ludzi, którzy całkowicie zmieniają nasze spojrzenia na otaczający nas świat. Wzbogacają je o dotąd nieznane nam wzruszenia, przemyślenia czy możliwości, które następnie stają się częścią naszej własnej kultury. Tak jak moja Pani od polskiego. (Jeśli kiedyś napiszę książkę, to właśnie jej ją zadedykuję 🙂 .)

Polska kultura?

A język polski? Potrzebuję języka polskiego, żeby przekazać Jaśkowi moją kulturę. Tak się składa, że jest to w dużej mierze polska kultura. „Polska” nie dlatego, żebym czytała, oglądała, słuchała jedynie polskich utworów, ale „polska” bo wywodząca się z polskiego kontekstu, w którym dorastałam. I żeby Jaśkowi ją przedstawić, potrzebuję do tego języka polskiego. Nie mogę mówić mu o Misiu Uszatku, o Tytusie, Romku i A’Tomku, o Koziołku Matołku, o wierszach Jana Brzechwy czy Danuty Wawiłow…  A potem o Leśmianie, Broniewskim, Baczyńskim, Konwickim, Wańkowiczu i wielu innych, szczególnie tych, których utwory nie zostały przetłumaczone na francuski, jeśli nie zna on języka polskiego.

Dwujęzyczność i dwukulturowość

Czy raczej od dwujęzyczności do dwukulturowości. Dwujęzyczność, żeby Jasiek mógł porozumieć się z Rodziną w Polsce oraz miał potem wybór, gdzie będzie chciał mieszkać. Ale również po to, żeby miał już dzisiaj dostęp do kultury, do której jestem bardziej niż przywiązana i która stanowi bardzo ważną część mojej tożsamości. A dwukulturowość? Żeby poznał wzruszenia, wątpliwości i opowieści mające dla mnie szczególne znaczenie oraz przyswoił i chociaż częściowo identyfikował się z polską burzliwą historią. Dzięki czemu, jestem pewna, nabierze dodatkowej wrażliwości na świat, nauczy się relatywizować i rozumieć dodatkowe punkty widzenia i wartości niż te, które zostaną mu przekazane dzięki jego francuskiej edukacji.

 Środek i cel?

Czy oznacza to, że dwujęzyczność jest dla mnie jedynie środkiem do dwukulturowości mojego syna? To bardzo prawdopodobne. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, bo edukacja, którą mu proponuję, jest dla mnie instynktowna. Po prostu nie wyobrażam sobie, żeby nie mówił po polsku. Podobnie jak nie dopuszczam do siebie możliwości, żebym nie przedstawiła mu poezji Staffa czy dramatów Mrożka.

Ale ostatnio formułowane spostrzeżenie zmusiło mnie do refleksji. Tak, teraz już wiem, już jestem pewna, że od początku o to właśnie chodziło. O dwukulturowość. O wspólne nawigowanie w falach polskiej literatury i historii. Z zachwytem pokazując synkowi świat przez pryzmat tego, co jest mi bliskie i ważne.

A jak jest u Was? Czy rozróżniacie dwujęzyczność i dwukulturowość? Jak się ustosunkowujcie do tych dwóch konceptów? Podzielcie się z nami swoimi przemyśleniami na ten temat.