Właśnie weszliśmy z (siedmioletnim) Jaśkiem we wspaniały okres lektur: zaczęliśmy czytać ukochane książki z mojego dzieciństwa. Oczywiście dzięki Babci, która przysyła nam je w paczkach. Ale także dzięki samemu Jaśkowi, bo prosi o nie regularnie i z niecierpliwością na nie czeka. Poznajemy więc świat Adama Bahdaja, Hanny Ożogowskiej, Edmunda Niziurskiego… „Wakacje z duchami”, „Kapelusz za sto tysięcy”, „Uwaga, czarny parasol”, „Księga urwisów”, „Dziewczyna i chłopak”, „Złota kula”… Na szczęście półki u Babci są ich pełne 🙂 .
Dlaczego takie zainteresowanie historiami z ubiegłego wieku?
Zastanawiałam się, co się tak Jaśkowi podoba w tych historiach? Myślę, że chodzi głównie o trzy elementy. Przygody bohaterów i wartka akcja. Są to bowiem historie o przyjaźni, o tajemnicach, śledztwach, hecach. Od detektywistycznych (Jasiek mówi „kryminalnych”) opowieści Adama Bahdaja nie sposób się oderwać. Nieoczekiwane zwroty akcji trzymają nas w napięciu, podsuwają kolejne hipotezy, o których długo rozmawiamy, zanim Jasiek zaśnie. Następnie są to bohaterowie: chłopcy i dziewczynki w szkolnym wieku, z którymi Jasiek z łatwością identyfikuje się. I nieważne, że żyją oni w Polsce, pięćdziesiąt lat temu, że nie wyjeżdżają za granicę i nie oglądają telewizji. Ich rozterki, sprzeczki, ochota na przygody i gry z kolegami są takie same jak u mojego syna. I trzeci ważny element to atmosfera, w jakiej rozgrywają się opisywane wydarzenia. Czasem jest to Warszawa przypominająca tę z mojego dzieciństwa (zabawy na podwórku, zakupy w Samie, rurki i ciastka w okolicznych kawiarniach…). Innym razem małe miasteczka, które pamiętam z wakacji, podobnie jak jeziora czy lasy, do których jeździło się na kolonie. Jest w tym klimacie coś niesamowicie przyciągającego, nieustanne wywołującego wspomnienia z dzieciństwa, jego beztroskę i niewinność.
Pretekst do opowiadania o polskiej historii
Lektura książek z ubiegłego wieku to także sposobność na opowiedzenie dzieciom polskiej historii. Nie tej z podręczników: historii politycznej, ale tej codziennej: społecznej. (Celowo nie piszę „z PRLu”, bo wydaje mi się, że to wyrażenie ma pejoratywne zabarwienie, którego pragnę uniknąć. Prawdopodobnie dlatego, że mam z tego okresu wspaniałe wspomnienia.) Pomagają mi w tym niektóre wyrażenia, ale także i zjawiska (choć pewnie wciąż są one na porządku dziennym, w pewnym kręgach). Myślę tu o milicji, o zwrocie „obywatelu”, o supersamach, licznych flaszkach i kilku czerwonych nosach (sic!). Najciekawsze jednak jest to, że Jasiek doskonale odnajduje się w realiach dzieci, których przygody śledzi w książkach. Jestem ciekawa, jak sobie je w główce wyobraża, według własnych schematów i punktów odniesienia. Oto magia literatury: dają one niesamowite pole do popisu wyobraźni bez względu na epokę i kulturę.
Ale u nas nie kończy się na książkach. Słuchamy piosenek, o których jest mowa (czy znacie „Marynikę”? Nasze odkrycie dzięki „Czarnemu parasolowi”), zaczęliśmy także serial „Wakacje z duchami”. Bardzo ciekawe doświadczenia, szybko zapomnieliśmy bowiem o technicznych możliwościach filmowych tamtej epoki i daliśmy się całkowicie ponieść historii.
Czy tylko książki z mojego dzieciństwa?
Oczywiście, że nie! Czytamy także bardziej współczesną literaturę (choć za „współczesną” literaturę uznaje się książki napisane po 45 roku): „Kroniki Archeo”, Przygody skarpetek, Detektywa Pozytywkę, „Magiczne drzewo”, „Okropnego Maciusia” i inne. Jednak większą radość sprawia mi pisanie o książkach z mojego dzieciństwa. Prawdopodobnie dlatego, że poruszają u mnie one nostalgiczną nutę i niezwykle wzbogacają naszą specjalną relację z Jaśkiem (tożsamościową?).
Ale nie tylko dlatego. Kiedy w zeszłym tygodniu rozłożyłam przed Jaśkiem do wyboru: nowiutkie „Zielone piórko Zbigniewa” Justyny Bednarek, „Skarb Atlantów” Agnieszki Stelmaszyk i wydaną w 1957 roku „Złotą kulę” Hanny Ożogowskiej (czarnobiałą), Jasiek bez wahania wybrał tę ostatnią. Bez komentarza : ) .
Jakie książki czytaliście w dzieciństwie? Czy i Wy wspominacie je z nostalgią? Czy Wasze dzieci je znają i cenią? Jeżeli powyższy artykuł zainspirował Was do refleksji, podzielcie się nią z nami w komentarzach pod artykułem.
Lubię wracać do książek z mojego dzieciństwa, ale lubię też nowszych bohaterów.
Z przykrością stwierdzam, że pozycji nie znam, ale do dzisiaj mam spis wierszyków różnych autorów, a niektóre z nich do tej pory znam na pamięć.
To nie tylko łatwy sposób na pokazanie dziecku historii Polski, ale i jak zmieniał się język i podejście do tradycji.
Przede wszystkim to super, że razem czytacie. A książki naszego dzieciństwa były naprawdę super fajne więc nie dziwie się, że się podobają.
Moje ukochane baśnie z dzieciństwa to Andersen. Wiecznie je czytałam nie oglądałam 🙂
Podsuwałam moim chłopcom książki mojego dzieciństwa, ale różnie było z ich odbiorem. Myślałam, że spodoba im się historia WInnetou, jednak nie wciągnęli ich Indianie i kowboje. Za to lubią Astrid Lindgren i „Opowieści z Narni”. Dużo czytamy nowych książek, bo dla mnie to też jest ciekawe razem z nimi odkrywać nieznane historie.(Ciekawe, że ludzie w naszym wieku mają za sobą podobne lektury, a dziś dzieci czytają najróżniejsze pozycje).
Ja też mam sporo książek z mojego dziecinstwa. Lubię wracać też do lektur z czasów szkoły podstawowej. Szczególnie do „Karolci”. 🙂
Zarówno te starsze jak i nowsze lektury są warte przeczytania z dzieckiem.
Książki z naszego dzieciństwa to zawsze ciekawa propozycja dla dzieci i pretekst do rozmowy. Niektóre mocno się zestarzały i dziś są dla młodych czytelników niezrozumiałe, ale patrząc na pokazane przez Ciebie tytuły, jestem pewna, że tych to nie dotyczy! To klasyka! A ta zawsze warta jest poznania;)
też mam parę książek z mojego dzieciństwa, m. in. Brzechwę, czy Dzieci z Bulerbyn, ale jeśli chodzi o współczesną literaturę to jest taki wybór, że trudno się zdecydować na jedną książkę wieczorem 😉
Lubie wracać do książek ze swojego dzieciństwa, zwłaszcza teraz kiedy mam syna. Mogę widzieć jak on poznaje te historie po raz pierwszy.
W dzieciństwie uwielbiałam Hobbita i Muminki, ale moje dzieciaki są na te książki jeszcze za małe – wszystko przed nimi.
Ja jako dziecko uwielbiałam przesiadywać w bibliotece.
Ja uwielbiałam Anię z Zielonego Wzgórza, Karolcię i Bułeczkę 🙂
Rzadko wracam do książek z mojego dzieciństwa. Jest jednak kilka, które w mej pamięci przetrwały próbę czasu i które moje córki już poznały. Brzechwę czytałam nałogowo i znam mnóstwo jego bajek na pamięć. Pozycją, która skradła moje serce jest też „Mała Księżniczka”.
Super ze Babcia dostracza takich wartościowych lektur 😉