Obawiam się, że ten tekst może nie spodobać się wielu osobom, zastanawiałam się, czy go napisać. Ale jego przesłanie wydaje mi się na tyle ważne, że zdecydowałam się to zrobić. Zaraz zrozumiecie, dlaczego. Punktem wyjścia do refleksji jest stwierdzenie, że „kiedyś dziecko zacznie mówić po polsku (lub innym języku mniejszościowym), wystarczy zaczekać, aż to się stanie”.
Skąd to przekonanie?
To dość powszechne przekonanie ma trzy podstawy. Pierwszą z nich jest fakt, że dziecko rozumie po polsku, kiedy się do niego mówi w tym języku. Druga to przykład innych dzieci, z których niektórym (nie wszystkim) w pewnym wieku udało się samemu „uaktywnić” receptywną znajomość języka. Trzecia to postulat pozostawienia dziecku decyzji, czy chce kiedyś mówić po polsku. Jeśli tak, to leży to w jego rękach.Problematyczność powyższego podejścia
Nie będę skupiać się na odpieraniu trzech wymienionych argumentów, mimo że jest to dość łatwe do wykonania. Nie mam bowiem zamiaru wywołać polemiki, ale przedstawić odmienne od powyższego podejście do przekazywania dzieciom naszego języka. Powyższe podejście podkreśla znaczenia znajomości języka polskiego w przyszłości, dla mnie natomiast liczy się „teraz”.Język polski na później
Umiejętność posługiwania się drugim językiem w przyszłości przyniesie dziecku / dorosłemu z pewnością wiele korzyści. Umożliwi mu studia lub pracę w Polsce (lub z kontaktami z Polską) oraz relacje z rodziną w kraju. Będzie także w stanie, jeśli tego zapragnie, przekazać ten język swoim dzieciom.