Z cyklu : „Historie dwujęzycznych Rodzin”

W ramach inspirujących historii Mam, które wspieram w rozwijaniu umiejętności w języku mniejszościowym ich dzieci (inaczej mówiąc: moich klientek), chciałabym podzielić się z Wami historią Beaty*.

Beata jest Czeszką i mieszka we Francji. Kiedy się ze mną skontaktowała, jej pięcioletni wtedy syn, Florian, kilka tygodni po rozpoczęciu przedszkola, przestał mówić po czesku. Przestawił się całkowicie na francuski. Tym bardziej, że jego tata jest Francuzem, a jedyną osobą mówiącą do niego na co dzień po czesku była Beata.

Geneza historii Beaty

Ale zacznijmy od początku. Bo historia zaczęła się wcześniej, kiedy Florian miał zaledwie kilka miesięcy.

Podczas pierwszej wizyty z Florianem w Czechach, Beata odbyła ze swoją „Macochą” rozmowę o mówieniu po czesku. (Nie lubię określenia „macocha”, bo sama mam „macochę” i wcale nie jest ona „macochowata”. Jak inaczej nazwać żonę taty, która nie jest naszą mamą? Zostawię więc „macochę”, ale w cudzysłowie. Przynajmniej na razie.)

„Macocha” Beaty powiedziała jej, że bardzo się Beacie chwali mówienie do synka po czesku, nawet jeśli najprawdopodobniej na niewiele się to zda. Bo, tak jak to było w przypadku mieszkających za granicą koleżanek „Macochy” (w Niemczech, USA, Szwajcarii…), dziecko i tak w końcu zacznie odpowiadać jej w języku kraju, w którym mieszka.

„Ty więc będziesz mówiła do Floriana po czesku, a on do ciebie po francusku… Tak to już jest w dwujęzycznych rodzinach” – podsumowała Macocha, jakby z nutką satysfakcji w głosie. Takie przynajmniej wrażenie odniosła Beata. (Może rzeczywiście była to po prostu klasyczna macocha?)

Beata pominęła uwagę Macochy (teraz już bez cudzysłowia) mimo uszu, ale nie wymazała jej z pamięci. Jednak chciała przekonać się na własnej skórze, czy naprawdę tak się stanie. I przekonała.

Kiedy rzeczywistość nas dogania

Przez kolejne prawie trzy lata Beata mówiła do Floriana po czesku. Po francusku zaś mówili do Floriana tata i panie w żłobku. Kiedy Florian zaczął mówić, mieszał języki. Przeważał u niego francuski, ale wtrącał czeskie słówka, powtarzał je po Beacie, co sprawiało jej dużą radość. Jednak kiedy poszedł do przedszkola… stało się to, przed czym tak gorliwie przestrzegała Beatę Macocha. W przeciągu kilku tygodni czeskie wyrazy stały się coraz rzadsze i rzadsze… aż w końcu…

Beata mówiła do Floriana po czesku jeszcze przez kilka miesięcy. Nie udając jej się zmienić przyzwyczajenia syna, po jakimś czasie zrezygnowała.

„Przecież tak miało być, tak było u większości dwujęzycznych rodzin, Macocha miała rację. Z doświadczenia swoich mieszkających za granicą koleżanek… Po co walczyć z czymś, na co nie mamy wpływu? To pogarsza jedynie naszą frustrację” – myślała Beata.

dwujezycznosc

Pierwszy krok : nastawienie Beaty

Beata dotarła do mnie dzięki udostępnionemu postowi na Facebooku, kierującemu do mojej strony. Całkowicie przez przypadek.

Według słów Beaty byłam dla niej „ostatnią deską ratunku”. Od ponad dwóch lat mówiła do Floriana po francusku. Jak się wyraziła, rozmowa między osobami wysławiającymi się dwoma językami wydawała jej się absurdalna.

I zaczęła się nasza współpraca. Współ-praca, bo praca odbywa się zawsze po obu stronach. I wymaga dużej motywacji, niezbędnego elementu do sukcesu. Pierwszy etap polegał na zmianie mindsetu / nastawienia Beaty, co wbrew pozorom, nie było takie oczywiste. „Tak, tak, oczywiście, że musi nam się udać, ale… czy na pewno jest to możliwe?” Doświadczenie z pójściem do szkoły Floriana i dalsze refleksje Macochy, utwierdzonej w swoim przekonaniu, były trudne do pokonania. Nie lada wyzwanie coachingowe! Ale Beata pozwoliła się poprowadzić: „Zdaję się na Panią, Pani Aniu” (po francusku, więc nie było żadnej „Pani”.)

Kolej na Floriana

Następnie, kiedy już Beata uwierzyła, że nic nie jest z góry zdeterminowane, „zajęłyśmy się” Florianem. To znaczy Beata się zajęła, według wspólnie ustalonego planu działania. Podczas kolejnych sesji robiłyśmy podsumowania przedsięwziętych (i wcześniej określonych kroków) i dostosowałyśmy je do reakcji Floriana.  Naszym pierwszym celem było „odnowienie” czeskiego słownictwa Floriana, który dużo zapomniał.  Na szczęście nie wszystko, bo wbrew pozorom, język czeski wciąż był w pewien sposób obecny w jego życiu. Część drzemała w jego pamięci, czekając na przebudzenie 🙂 .

Motywacja Beaty sięgała zenitu, ani razu nie wyczułam w jej głosie nuty zniechęcenia, wprost przeciwnie! Jakże różna była jej postawa od postawy Beaty, którą poznałam kilka miesięcy wcześniej!

Pomału, krok po kroku, zaczynając od małych sukcesów Floriana (typu piosenka po czesku), do coraz większych takich jak rozmowa z babcią bez obecności Beaty.

Sukces Beaty i Floriana

Podczas ostatniej z sesji, Beata chciała zademonstrować mi wyniki na żywo. Zaprosiła na chwilę Floriana, którego zapytała o coś po czesku, i który również odpowiedział jej w tym języku. (I to kilkoma zdaniami: chodziło o to, co właśnie robił tata. Próbował rozmontować mikser.)

Dzisiaj Florian ma sześć i pół roku. Mówi po francusku i po czesku. Czasami brakuje mu słów po czesku, wplata francuskie słowa, albo odruchowo mówi po francusku, kiedy jest czymś zaaferowany. A Beata kontynuuje wysiłki, bo nic nie jest dane raz na zawsze. Jest jednak na najlepszej drodze, żeby Florian uważał język czeski za swój i tak też nim władał.

*Imiona zostały celowo zmienione 🙂 . A zdjęcie nie przedstawia Beaty i Floriana.

 

Jeśli i Ty potrzebujesz wsparcia, żeby i Twoje dziecko zaczęło mówić po polsku, porozmawiajmy o tym. Umówmy się na rozmowę (oczywiście bezpłatną) (na przykład) przez Messengera, podczas której zobaczymy, w jaki sposób możemy wspólnie „zachęcić” Twoje dziecko do mówienia po polsku.

W tym celu, wystarczy, że wyślesz mi wiadomość mailem (anna (at) bilingual-kid.com) lub na Facebooku. Ustalimy termin, który Ci pasuje. To będzie pierwszy krok do sukcesu 🙂 .

 

Jeśli powyższa historia zainspirowała Was do refleksji, podzielcie się nią z nami w komentarzach pod artykułem.